Kuśwa, jaki dzień dziś miałem
Strasznie chciało mi się polatać czymś większym od Wilgi. No i se k@&#a polatałem...
Około południa, zaraz po starcie na full gwizdku Radian mi eksplodował w powietrzu
(to spory szybolek piankolot 2,6m WS).
Urwała się łopata stockowego składanego śmigła 12x4. Cały nos z silnikiem i połową łoża pakietu urwało od reszty i trochę rozpuzzlowało. Ale pakiet zawisł na solidnym XT60 i nie rozłączył się, co uratowało resztę wraku.
Ale nie dlatego, że miał nadal zasilanie awioniki - miałby i tak, ma rezerwę na takie niespodzianki. Dyndający na kablach X-tron 3S 5300 rzec by można... bezpiecznie przyziemił tę resztę, która pozostała mocno przeważona na ogon. Było niezbyt wysoko, drążek SW sam poszedł gdzie powinien i kiedy powinien... Pakiet wykonał piękny ślizg w wysokiej trawie i ta reszta zaraz za nim też. Więc lądowanie już bez dokończenia demolki zasadniczej.
Dalej było rutynowo
. Poszukałem, pozamiatałem, pozbierałem do woreczka...
"To sport dla twardzieli..." - powiedział mój Głos Wewnętrzny.
- No tak, nowego nie kupię, kosztuje prawie tyle, co cnota najstarszej córy Kniazia Dreptaka.
- Posklejasz i naprawisz tego.
- Chyba Cie pojeb...ło z gorąca.
- Wymiękasz ?
O 20:40 Radian znowu był w powietrzu. Latający lepiej, niż przedtem. Odkryłem w pokiereszowanym nosie dwie kostki stalowe po 25 gramów każda, zatopione głęboko w piance. To znaczy jedną i miejsce po drugiej. Nigdy bym się nie dowiedział o ich istnieniu... Jednak wolałbym nie wiedzieć.
Pozdrowionka od... Andrzeja
Nie umiem latać tak jak Wy, ale się uczę.
W ogóle ciągle się uczę. Wszystkiego, czasem od nowa...