Cześć,
udzielę się w temacie, ja bardziej od strony audio jestem walnięty, a modelarstwo i te wszystkie hihoptery - w zasadzie jestem kibicem i sympatykiem.
Ale ponieważ Aikus mnie wyrwał do tablicy, to przypomnę tylko, że mało który zmysł jest tak subiektywnie i niejednoznacznie działający jak audio, a same zjawiska akustyczne, nawet w oderwaniu od psyche, też są subiektywne(tyle że policzalne) i w tej zabawie zawsze wszystko zależy.
I tak samo jest, oczywiście, z dynamiką i jej kompresją.
Niestety, nie można powiedzieć że szerszy zakres dynamiczny jest zawsze lepszy, że kompresja sama w sobie jest zła, że kiedyś robiono lepiej, ba! - nawet że liniowa charakterystyka to zawsze dobrze(w odsłuchu, piszę o odsłuchach nie o realizacji/masteringu) a dobry przedwzmacniacz nie ma gałek bass/sopran.
Ani nawet że połowa jak nie lepiej audiofilów ma pojęcie o psychoakustyce

Nie słyszymy dźwięków, bo w ogóle ich nie słyszymy i takie coś nie istnieje, tylko z ogólnego "szumu" zmian ciśnienia powietrza mózg wyławia transjenty, identyfikuje i "renderuje" w zespoły transjentów, coś co dopiero możemy nazwać dźwiękiem.
Od prawidłowego oddania transjentów(oczywiście nie tylko, również od ilości zakłóceń, zgrania fazowego) zależy barwa, wrażenie naturalności, wrażenie motoryczności(zwane punktualnością) - to co się składa na brzmienie i wykop. Od oddania transjentów i od czynników zewnętrznych, akustyki pomieszczenia.
Postawię taką tezę:
im lepsze akustycznie pomieszczenie, i duet "wzmacniacz+kolumny" lepszy, tym lepiej i "łatwiej" słucha się materiału o dużej rozpiętości dynamicznej.
I oczywiście odwrotnie. W złym akustycznie pomieszczeniu lepiej, i to znacznie - słuchać materiału skompresowanego.
Jak do tego mamy dużo gładkich powierzchni na ścianach, to nie tylko lepiej żeby była większa kompresja, ale i lepiej żeby bas był chudy, zwłaszcza wyższy bas.
A dlaczego?
A dlatego że im pomieszczenie gorsze, tym większy procentowy udział w tym co dociera do ucha, fal odbitych.
Do standardowych(i nieuchronnych) modów pomieszczenia dochodzą echa i w ogóle mamy zaburzone proporcje dźwięku bezpośredniego ze źródła i odbić, mózg sobie świetnie radzi tylko z niewielką ilością odbić i niewielkimi przesunięciami czasowymi. No i przy odbiciach mamy dźwięk "ginący" bo interferencje są silniejsze przy gorszym rozpraszaniu/tłumieniu.
W dobrych przypadkach tylko "brzmi kiepsko" albo "trochę dudni", w gorszych wręcz bronimy się przed dźwiękiem - ciszej jest lepiej niż głosniej, a w ogóle to "ryje po uszach".
No i pominięta wcześniej zdolność kolumn/wzmacniacza do prawidłowego oddania transjentów, co się sprowadza do zdolności do szybkiego narastania i wygaszania impulsu.
Każde "coś" co uważamy za dżwięk ma swój przebieg, atak, podtrzymanie, opadanie.
Atak basu przy dużej głośności powoduje odruch strzemiączkowy, czyli obniżenie wraźliwości ucha o jakieś 10dB - a więc w momentach dynamicznych "walnięć" - basu nie "ukłuje nas" średnica ani góra.
Jak basu nie ma, z dowolnego powodu - prawidłowo oddanego, to odruch strzemiaczkowy nie wystąpi a średnica i soprany "ukłują" nas i to nieprzyjemnie.
Ot, taki subiektywizm...
