A ja wczoraj zrobiłem Hiskiemu gruntowny remont: Łożyska, rama, ogon, sutek wraz z koszykiem, zębatka, podwozie i przelutowałem wtyczkę od pakietów, żeby móc zapiąć nowe 600mAh zamiast zajechanych już 300mAh. Dzisiaj (z godzinę temu) wyszedłem polatać. Praktycznie w kapciach, tuż pod moją kamienicą. Latało mi się... Jeszcze nigdy tak zaj...ście mi się nie latało.
No, ale jak wychodzą różne fiku miku, to człek chce więcej i tym sposobem na pełnym gazie przydzwoniłem w asfalt ogonkiem. Połamałem koszyczek i wyrwałem kabelek z SUTka, ale niezrażony pobiegłem czym prędzej zniwelować szkody. Przy okazji okazało się, że połamałem jeszcze podwozie, ale nic to. Po szybkiej wymianie podwozia, silniczka i koszyczka stwierdziłem, że jeszcze nie ma jakiejś specjalnej szarówki, więc da się polatać i biegiem na parking. Wylatałem może pół pakietu, po czym asfaltenkret uaktywnił się po raz drugi. Straciłem orientację, w wyniku czego dokonałem przyziemienia tuż przed maską jakiejś gupiej, starej Skody
, która właśnie w tym momencie musiała się znaleźć w odpowiednim miejscu. Warto nadmienić, że to nieruchliwa droga, na której pojawia się może 20 samochodów dziennie, a i tak jest spora szansa, że przesadziłem z szacunkami. Usłyszałem tylko dwa chrupnięcia
Facet akurat dłubał w nosie czy coś se tam gmerał (spojrzenie trwało ułamek sekundy) i nawet nie zauważył na co najechał. Pewnie myślał, że to jakiś plastikowy cokolwiek... Straty? Można obstawiać co przetrwało.
Jak się zbiorę w sobie to zrobię fotki i spiszę co następuje...
Jedno jest pewne - Skoda helika...