No, to przyszedl czas, zebym jako zdrajca MSH ktory poszedl do Gaui napisal swoje subiektywne odczucia po przesiadce z dwoch protosow (mini i 500) na jedna gauke - Gaui X3 z lopatami 360 i ogonem napedzanym
walkiem.
Wstrzymywalem sie z wygloszeniem mojej opinii, bo jakos mi sie ostatnimi czasy nie skladalo, zeby tym helikiem duzo polatac, łącznie z tym, ze rozwalilem go w 18 locie (z winy najprawdopodobniej mechanika naziemnego, ale o tym szerzej potem).
Teraz po zrobieniu modelem niecalych 50 lotow moge juz powiedziec, ze jestem w niego wlatany. I wyglada to mniej wiecej tak:
Biorac pod uwage, ze miniakiem latalem na lopatach 325mm, to gauka lata ciutek lepiej od niego. Bo ma wiekszy wirnik. Jest stablniejsza, grzeczniej i bardziej przewidywalnie i natychmiastowo reaguje na zmiany skoku ogolnego. Czyli oczywista oczywistosc.
Mysle, ze zasadniczo kolosalne znaczenie ma czy porownujemy starego miniaka czy nowego. Stary mial grubsza rame i przez to sztywniejsza konstrukcje (pomijajac odpornosc na krety) i nie mial luzow w tarczy sterujacej.
Nowe miniaki (caly czas mowie wylacznie o miniaku V1, ktory mial kilka wydan) niestety lataly troche gorzej (co oczywiscie nie znaczy ze zle).
NIE WIEM jak latal miniak w wersji stretch bo nigdy takim nie latalem.
Tyle jesli chodzi o porownanie do Protosa Mini.
Teraz porownanie do Protosa 500.
No i tu jest miazga, bo wyglada to mniej wiecej tak, ze stabilnosc lotu, przewiduwalnosc, grzecznosc modelu i tak dalej - takie ogolne odczucie ktore jest zwiazane z konkretnym modelem i generalnie rosnie wprost proporcjonalnie do srednicy rotora, jest w przypadku Gauki takie samo jak w przypadku protosa 500. Takie samo, albo minimalnie gorsze.
Natomiast luz w dupie powodowany mniejsza srednica rotora jest naprawde duzo wiekszy i wzmocniony pierwszym kretem, ktory byl naprawde mocny - model na pelnej pizdzie jebnal dziobem w ziemie. Straty to zlamana jedna lopata, plus kilka snapow i popychaczy.
Kabinka po tym krecie latwiej sie zaklada
Oberwal tez pakiet
- nowiutki SLS na etapie "docierania". Ale okazalo sie ze ma tylko lekko zmiazdzony przod. Nie rozszczelnil sie, nie rozbalansowal, trzyma moc... wiec luzik.
I tu, dochodze o rzeczy dla mnie najistotniejszej w modelu do latania "na codzien" do tluczenia i sie nie przejmowania.
Razem z Gauka, wrocilo uczucie, ktorego nie mialem od czasu rozstania sie z T-rexem, a mianowicie "Spadnie? No to wuj! To spadnie! To sie naprawi i bedzie latac dalej."
To jest wada, ale to jest tez zaleta.
Z protosami sie cackalem. Nawet z miniakiem, a z 500tka to juz w ogole.
W Gauce tej spinki w ogole nie mam. I dopiero jak polatalem Gauka to stwierdzilem, ze tesknilem za tym uczuciem.
Nie wiem z czego wynika ta roznica. Moze troche z ostatniej roznicy, ktora jest na niekorzysc Gauki, a mianowicie - jej dzwiek.
No niestety. Gauka, jak to ladnie okreslil kenobi - psuje powietrze. Od tego jazgotu, czasteczki powietrza sie rozpadaja i staja sie radioaktywne i nie mozna nimi oddychac. (czy jakos tak - na pewno powoduja krwawienie z uszu).
A tak na powaznie: Dramatu nie ma. Po odpowiednim przylozeniu sie do wyregulowania luzu miedzyzebnego na przekladni glownej (i to jest wazne - jak to dobrze zrobic - powiem za chwile, w kazdym razie wszystkie metody z kartka papieru i tak dalej - pod tramwaj!!) zasadniczo slychac tylko przekladnie ogonowa.
Jesli kiedys zaloze konwersje na pasek (ktora kupilem razem z modelem, ale jeszcze nie zakladalem bo stwierdzilem, ze chce najpierw polatac na najbardziej pierwzej najbardziej stockowej wersji modelu) mysle, ze dzwiek produkowany przez gauke, bedzie co najmniej strawialny...
... tym nie mniej NIGDY nie bedzie to Protos, ani Goblin. Nigdy nie bedzie to helik w ktorym slychac tylko delikatny swist silnika i wirnika ogonowego oraz furkot lopat.
No niestety - w tym modelu trzeba sie wspoierac wyobraznia, ktora pozwala konwertowac w glowie dzwiek jazgodzacej przekladni zebatej na dzwiek silnika turbinowego
OGON:
Znamy ratio ogona w Gauce X3 z walkiem - jest to ~4,36
Ratio po konwersji na pasek to 4,7333...
Ratio w Protosie mini to ~4,29
Wiec Gauka ma przy walku odrobinke wyzsze ratio, przy pasku duzo wyzsze.
No ale ratio to nie wszystko.
Tak czy siak przy stockowych lopatkach, jak dla mnie ogon trzyma jak zamurowany i to co zdarzalo mi sie czesto w Protosie Mini, oraz czasami w Protosie 500 przed zmiana zebatki ogonowej na mniejsza, to znaczy zgubic ogon przy ekstremalnie niekorzystnych warunkach (maksymalny skok polaczony z maksymalnym przechyleniem tarczy i niekorzystnym wiatrem oraz na niskich obrotach), tutaj w Gauce jeszcze mi sie nie zdarzylo i nawet nie poczulem, zeby bylo blisko.
Reasumujac wszystko: Nalatalem sie Protosami tyle, ze teraz, pozbywszy sie ich, z lekkim sercem i bez przesadnej tesknoty moge stwierdzic, ze Gauka jest bardzo dobrym modelem do latania codziennego, do bezstresowego tluczenia.
Pytanie co z modelem do latania od swieta.
Dlugo nad tym rozmyslalem i rozmyslam nadal, bo zasadniczo tej koncepcji bede sie trzymal, ze chce miec dwa modele. Jeden do tluczenia i jeden to latania od swieta.
Ze klasa 700 jest dla mnie za duza - to juz wiem.
Ze Protos 500 byl prawie idealny ale ciut za maly, to tez wiem.
Raczej nie ma sensu cofac sie w rozwoju do T-Rexa 600 w dowolnej wersji (choc Stara 600ESP, ktora latala na 6s, czyli na 1 pakiet... ech... kurcze... czemu ja ja sprzedalem... To bylo naprawde to!!)...
Jakas opcja pozostaje Goblin 500 albo 570....
...
ale do tego dochodzi fakt, ze na chwile obecna nie mam cisnienia na kolejny model helikoptera...
... a MSH sukcesywnie wypuszcza na rynek nowe ulepszone wersje swoich modeli. Najpierw Max V2, potem Miniak V2 (ergo 380).
Tylko czekac az pojawi sie wisienka na torcie, czyli Protos V2 - 570 (albo cos takiego).
I wtedy prawdopodobnie wroce do rozwazan nad drugim modelem.
No ale to juz taka tam dygresja.Wracajac do meritum.
Protosy w najnowszych wydaniach zauwazalnie sie pogorszyly jakosciowo w porownaniu do swoich poprzednikow, ale nadal sa to bardzo dobre helikoptery i zasadniczo nie dam na nie powiedziec zlego slowa (choc w chwilach wkurwu sam na nich psy wieszalem).
Gauka, po przyzwyczajeniu bebenkow do radioaktywnego powietrza, jest bardzo dobrym modelem do latania na codzien i bez zbednego stresu.
Zasadniczo najwieksza frajde chyba sprawia mi to, ze Gauka jest czyms nowym, a Protosy troche mi sie przyjadly i zwyczajnie w swiecie znudzily.
Aha i jeszcze jedno: Jak poprawnie wyregulowac przekladnie glowna w modelu (nie tylko w Gaui - tak samo regulowalem w T-Rexach i jak sie tylko odpowiednio do tego przylozylem - zawsze bylo dlugo dobrze i cicho.
Zadnych kartek zadnego zawracania dupy.
Poprostu ustawiamy na oko luz najmniejszy jaki jest mozliwy, taki zeby w zadnym miejscu zebatki nie byl ujemny (znajdujemy najciesniejsze miejsce i tam ustawiamy na styk) oraz DELIKATNIE przykrecamy silnik.
Potem zdejmujemy lopaty i lopatki.
Odpalamy silnik, zeby sie krecil na takich bardzo wolniutkich obrotach i reka lekko przyhamowujac glowice za grzybek, regulujemy silnik dopychajac go i odciagajac od zebatki glownej.
Przydatne jest tu imadlo, ktorym mozna zlapac calego helika (np za belke), albo za rame, czyli duze imadlo z gumowymi nakladkami, ale mozna sie onejsc i bez tego - ostatnia regulacje luzu robilem na polu na kolanach.
Odsuwajac i przysuwajac zebatke, mozna bardzo latwo wylapac roznice pomiedzy dzwiekiem przekladni. Kiedy luz jest za maly - rzezi! Keidy jest za duzy - rzezi! Kiedy jest odpowiedni - pracuje ladnie rowno i cicho.
Jak juz znajdziemy ten moment - przykrecamy sruby mocno i upewniamy sie czy nic sie przy tym przykrecaniu nie przestawilo.
KONIEC!
Ustawione i pozamiatane.
W Gaui X3 to co jest nie do przeskoczenia to przekladnia ogonowa. Tu nie da sie poprawnie ustawic luzu miedzyzebneego, bo ... w ogole sie go nie ustawia.
Jest on na sztywno ustawiony fabrycznie wystarczajaco dokladnie aby przekladnia dzialala sprawnie i sie nie psula, ale - niestety - nie wystarczajaco dokladnie zeby dzizalala cicho. No a poza tym zeby sa proste, a nie skosne.
No ale, jak wiadomo, jest dostepna konwersja na pasek.
Ja przyjalem sobie takie zelozenie ze zakladam najpierw walek i w momencie kiedy go zepsuje (z wodolnego powodu, czy to przemiele za duzo ziemii ogonem czy tez poprostu zalicze glebe) nie bede go juz naprawial tylko przejde na pasek.
Narazie - latam na walku.
Bebenki w uszach po kilkukrotnym zabliznieniu nabraly odpornosci.
Jest git.
Aha i jeszcze jedno AHA:
Kret.
No wiec ... bylo to tak, ze model przestal mnie slulchac. Czesciowo. Tak jakby zablkowalo mu sie jedno lub obydwa przednie serwa na tarczy.
Probowalem robic z modelem cos, zeby jakos go ratowac, ale w koncu kiedy w lecial niebezpiecznie blisko ludzi i samochodow, zrobilem cos co wydawalo sie najmadrzejsze, ale zwazywszy fakt, ze nie wiedzialem wlasciwie co sie dzieje - najmadrzejsze nie bylo.
Dalem w palnik, zeby poleciec w gore a potem cos kombinowac.
Efekt byl taki, ze model natychmiasst zapikowal dziobem w ziemie.
Zaraz po krecie, nawet bez odlaczania pakietu sprawdzilem wszystkie serwa i wszystko dzialalo prawidlowo.
Podejrzewalem oczywiscie awionike.
Kable, odbiornik, Braina.... no cholera wie co.
Obmnacalem wszystko jak sie tylko dalo...
Za sugestia kuli na wszelki wypadek zmienilem w ciemno odbiornik.
W jednym znastepnych lotow, wyszlo, ze chyba nie potrzebnie, bo usterka sie powtorzyla tylko tym razem na ziemii, przed wystartowaniem.
Wychodzi na to, ze wszystkiemu byla winna ta francowata kabinka, ktora zawadzila o jeden z popychaczy tarczy, tak, ze nawet te MKSy DS 95 nie dawaly rady pokonac oporu jaki stawiala.
Wygladalo to tak, ze postawilem model i przed startem, zgodnie ze swoim zwyczajem poruszalem serwami.
Zobaczylem, ze po pierwsze tarcza rusza sie jakos dziwnie, a po drugie - w pewnym momencie razem z tarcza rusza sie kabinka.
No halo... co jest?!?!
No i coz... kabinka po krecie, wiec juz wstepnie obrobiona i przystosowana do zycia...
Jedno male dzialanie paluchami, dziura wychapana, problem fixed.
To mowie na wszelki wypadek bo wydaje mi sie, ze ten problem moze sie czasem u kogos powtorzyc.