BTW z alternatorem mialem bardzo podobna historie kiedys w Uniaczku.
Ostrzegal mnie dlugo - lozyska ryly po uszach jak trzeba, ale olewalem to i liczylem ze wytrzyma... Jeszcze dwa tygodnie do planowanego serwisu.
Wytrzymalo tydzien.
ZAchrobotalo i zapalila sie lampka braku ladowania.
W tym momencie odetchnalem z ugla bo dopoki rylo po uszach to nie bylem pewien czy to alternator czy napinacz paska rozrzadu:D
Oczywiscie nawet nie przerwalem jazdy... chrobot sie nasilal... cos tam smierdzialo, smierdzialo zgrzytalo...
Jeszcze jakis dymek polecial w miedzyczasie..
W koncu szarpnelo samochodem, zapiszczalo i chroboty ustaly.
Alternator stanal deba i pasek sie przepalil i spadl.
Zatrzymalem sie po chwili i zajrzalem pod maske.
Alternator SWIECIL!! CALY ! Na pomaranczowo.
W samochodzie mialem tylko wode truskawkowa. Litr.
Wylalem wszystko.
Buchnelo parą jak z parowozu. Okolice wypelnil cudowny truskawkowy aromat... a ja wsiadlem i pojechalem dalej. Do domu:D
To byl dobry woz...

Najlepsze jest to, ze warsztat wzial ode mnie ten calkowicie zjarany alternator w rozliczeniu... za 50.
Regenerowany kupilem za 250 zeta, czyli zaplacilem 200.
Mowilem, pytalem, czy aby ne pewno, bo on jest calkowicie spalony, swiecil na pomaranczowo.
"Tak tak, wezmiemy"
doobra!
Jak tak, to tak.

:D