
Pozdrawiam.
kudzu pisze:Ja tam się nie znam, ale fakt jest taki, że mikrusami można sobie całkiem fajnie po salonie polatać:)
Cześć!
jbb33 pisze:Przywituję się w przywitalni, gdyż dostałem maila z pogróżkami od Ekipy Heli-Team ze zostanę skasowany jak tego nie zrobię![]()
jbb33 pisze:Nie planuję przesiadki na nic większego
aikus pisze:
Też kiedyś nie planowałem, spoko spoko:)
Praktyka pokazała, że muszę sprawdzić który model jest już dla mnie za duży, żeby potem zrobić krok wstecz i już sobie tak zostać.
Warto dodać, że owa "za dużość" polegała tylko na przeroście kosztów zakupu, utrzymania i logistyki modelu klasy 700 nad możliwościami mojego portfela.
Bo to jest niestety nie do przeskoczenia. W innych aspektach w zasadzie nie miałbym ograniczeń...
Ale spoko spoko, małymi też się fajnie lata.
Ja np. tak całkiem serio pirozawisy to opanowałem latając jakimś stałoskokowcem w pokoju nad łóżkiem.
Ważne, że powolutku idziesz w dobrą stronę
jbb33 pisze:
Koszty utrzymania to pewnie masz na myśli to co trzeba zmienić po katastrofach![]()
aikus pisze:jbb33 pisze:
Koszty utrzymania to pewnie masz na myśli to co trzeba zmienić po katastrofach![]()
Nie tylko i wręcz powiedziałbym, że w dużych modelach to zaczyna mieć znaczenie marginalne, bo dużych modeli się tak często nie kretuje (statystycznie).
Po tym względem, myślę, że najdroższe w kretowaniu są modele klasy gdzieś tak 380 - 500.
Odporność na krety mają taką jak 700a kretuje się je tak często jak mikrusy:)
(oczywiście przesadzam, ale trochę tak jest).
Z kosztami utrzymania chodzi o to, że:
1. mając duży model - musisz mieć duże pakiety, które dużo kosztują.
2. Do tych dużych pakietów, musisz mieć dużą elektrownie, która dużo kosztuje (przy założeniu, że chcesz tym latać choćby porównywalnie tyle co byś latał mniejszym modelem).
3. całe to ustrojstwo robi się nieprzyjemnie ciężkie do dźwigania, więc zaczynasz kombinować ze skrzynkami na kółkach, elektrowniami w samochodzie aż do samobieżnych hangarów skończywszy
a.
I tyle.
jbb33 pisze:Dylematy podobne jak przy motoszybowcach, chociaż w skali kosztów utrzymania pewnie 10x większe. Szybowiec do 1.5 m wrzucam do bagażnika bez rozkładania, coś powyżej 2.5 m wymaga rozłożenia, złożenia itp. I kretowanie kończy się zazwyczaj totalną destrukcją.
jbb33 pisze:Ale samo latanie to dwa światy.
jbb33 pisze:Oglądałem w locie heli klasy 700 i było to dla mnie imponujące. Zbliżone do realnego lotu prawdziwym helikopterem.
jbb33 pisze:Ale póki co nie odważyłbym się ruszyć drążkiem sterującym czymś co kosztuje mniej więcej tyle co mój aktualny samochód
aikus pisze:jbb33 pisze:Dylematy podobne jak przy motoszybowcach, chociaż w skali kosztów utrzymania pewnie 10x większe. Szybowiec do 1.5 m wrzucam do bagażnika bez rozkładania, coś powyżej 2.5 m wymaga rozłożenia, złożenia itp. I kretowanie kończy się zazwyczaj totalną destrukcją.
Znaczy to chyba zależy od rodzaju kreta... co?
nie wiem, serio nie wiem - pytam, bo ja, jeśli chodzi o płatowce to mam doświadczenia... dużo i nie dużo... znaczy niby trochę tych różnych samolotów ulotniłem, oblatałem, przećwiczyłem, rozbiłem, sprzedałem... kurde, nie jestem pewien czy potrafie wszystkie zliczyć...
... No ale WSZYSTKIE, wszystkie jak jeden to były pianki.
Żadnego porządnego (ergo konstrukcyjnego albo jakiegoś balso/laminata) nie miałem.
aikus pisze:
Nie zgadzam się natomiast z powszechnym stwierdzeniem, że latanie helikopterem jest trudniejsze.
Może być trudniejsze, ale wcale nie musi - to zależy co chcesz robić.
Z technicznego punktu widzenia jak robisz zawis, to już latasz.
I tak to się zaczyna. Robisz pierwsze zawisy, coraz dłuższe, coraz dłuższe... jak Ci coś nie wychodzi to po prostu sadzasz maszynę i cześć.
W samolocie tak nie ma.
W samolocie MUSI nadejść ten moment, kiedy MUSISZ znaleźć się w powietrzu i się ogarnąć, zrobić co najmniej jeden krąg i choćby ch****o ale wylądować.
No i ... albo sie uda, albo i nie
Tak wygląda zasadnicza różnica samego początku początku.
Potem różnic jest oczywiście wiele więcej - ja na początku latałem tylko helikopterem i z samolotem miałem trudne początki.
Potem często mi się myliło: jak helikopterem robiłem beczkę to dawałem gaz na maksa:D Albo z kolei w samolocie przy odwróceniu na plecy próbowałem dać ujemny ciąg
:D
Przy zawracaniu przejść do zawisu...
Różnie się to kończyło, ... ale po czasie jak latałem trochę tym trochę tym to już teraz mi się chyba nie myli...
dawo pisze:To zależy jak często się kretuje. Przychodzi z czasem taki moment, że mylisz się coraz mniej. Dopiero nauka nowych figór powoduje zamieszanie i dezorientację.
aikus pisze:Ale jakby to był mój model, w sensie, że bym go kupił, poskładał, zbudował i tak dalej... no to co.. .nie poleciałbym? Poleciałbym!
Podwójny pampers pod zbroję i góra - po to go zrobiłem.
Nasi pradziadkowie budowali takie samoloty gdzieś tam w stodołach a potem do nich wsiadali. I ryzykowali życie i nie jeden zginął...
To co, my modelami nie polecimy??
^
jbb33 pisze:
Ogólnie to miło poczytać Twoje obszerne odpowiedzi![]()
jbb33 pisze:Jeżeli chodzi o (ogólnie mówiąc) płatowce to piankowcami można rozbijać się bez większych kosztów. Może z wyjątkiem produktów Volantexa gdzie kadłuby są przeważnie z ABS.
jbb33 pisze:A teraz dzięki skośnookim myfriendom da się to zrobić bez kredytów hipotecznych
jbb33 pisze:Płatowiec w osi Y ma widoczne objawy zagrożenia i jak jest pułap można się ratować, w osi Z położenie zmienia się tylko w konsekwencji zmiany X i Y. X wiadomo że można tylko szybciej albo wolniej. A w heli (i dronie) rusza się we wszystkie strony. Pamiętanie o tym jest trudne jak latało się tylko płatowcami. Swojego E160 rozwaliłem o glebę w pierwszym locie bo nie doczytałem że drążek w dół = ciąg ujemny
kudzu pisze:Uuuuu Kolego…. Ale będziesz przepraszał
aikus pisze:@JBB, mamy tu taką zasadę, że przepraszamy WYŁĄCZNIE za kolejnego posta pod swoim postem.
Dłuższa historia - może kiedyś geneza tego zwyczaju wycieknie z między wierszy ... ^^
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości