Na potrzeby tego wpisu tak naprawdę powinien powstać wątek pt. "Co dziś zrobiłeś ze swoją (i nie tylko) dziewczyną"... ale z obawy o to ze albo zostałby prawie pusty... albo wręcz zacząłby tak tętnic życiem, ze jeszcze by się z tego jakiś skandal zrobił - przykleję się tutaj.
Ale od początku.
Od początku i skupimy się na latającej maszynie.
Czyli na Bixlerze.
Bo to stara poczciwa i wdzięczna konstrukcja ... zwłaszcza do nauki podstaw pilotażu.
Cześć pierwsza - pod tytułem "JEBAĆ symulatory! Ich matki też!!"
To moja najnowsza refleksja. Oczywiście, nie żebym kroczył taką droga - nie nie, szedłem na łatwiznę (albo trudziznę – zależy jak na to patrzeć) jak wszyscy albo większość w dzisiejszych czasach, ergo w czasach kiedy symulatory istnieją i ich użycie jest... możliwe:) na każdym domowym kompie.
Jasne ze korzystałem i w sumie to nie ma w tym nic złego przynajmniej jeśli chodzi o naukę pierwszych ... podstawowych podstaw, czyli w śmigłowcu - naukę zawisu, a w samolocie - naukę lądowania.
Symulator pozwala opanować te czynności w kilka wieczorów, praktycznie bezkosztowo, bezstresowo... No cóż - pięknie.
Przez chwile latanie na symulatorze jest nawet przyjemne.
Potem się nudzi, bo nie rożni się niczym od głupiej gierki komputerowej. Lepszej lub gorszej.
To jedna cześć aspektu.
Druga cześć aspektu jest taka, ze latając dużo na symulatorze robi się duże i szybkie postępy w nauce pilotażu.
To dobrze?
Ano... nie zawsze.
Zalerzyna. Zależy, na czym komu zależy.
I tak na przykład mi zależy na tym, żeby z latania mieć maksymalna ilość frajdy. (Tu ogromne podziękowania i ukłony dla Forumowego Łysola Mira, bo mimo że niby zawsze to wiedziałem, to z czasem jakoś tak jakby trochę zapomniałem, i dopiero wykład pierdolnięty mi ostatnio przez niego, co niewiarygodne – całkiem na trzeźwo, przypomniał mi po kiego grzyba tak w ogóle latam).
A więc frajda. Na maksa. I tylko to.
A to jestem w stanie wyciągnąć wtedy i tylko wtedy kiedy ... nie uczę się zbyt szybko. Uczę się nowych rzeczy dopiero jak znudzi mi się to co już umiem.
Mam taka teorie, ze ćwicząc dużo na symulatorze, szybko dobiłbym do granicy moich możliwości... a potem się znudził nie mogąc opanować nic ponad to...
Pewnie jestem w błędzie, ale grzeje mnie to.
Istotnym faktem pozostaje ze od chyba dwóch lat symulator leży w szufladzie, na kompie jest nawet niezainstalowany (ostatnio chciałem protestować wyjście PPM z apki o której więcej za chwile) i okazało się ze nie mam na czym...
Heh... Symulator zrobił swoje! Symulator może odejść.
Cześć druga - nigdy nie rób tak jak ja.
Nieuchronnym skutkiem tego do czego zmierzam w tym poście jest fakt, ze przypomniałem sobie moje początki.
Rok 2009 - pierwsze helikopterki ze stałym skokiem.
Rok 2011 – pierwszy helikopter ze zmiennym skokiem (Belt) i pierwszy samolot z którym odniosłem jakiekolwiek sukcesy, znaczy wylądowałem i po wylądowaniu samolot nadawał się do ponownego startu.
Tylko i wyłącznie dzięki symulatorom coś takiego mogło się udać osobie takiej jak ja.
Żebym ja poszedł na lotnisko, popytał, popatrzył, poprosił żeby ktoś mi pomógł? Pokazał, ze nie umiem?
No chyba jakieś jaja! W życiu!!
Podstawy muszę opanować!
SAM!
Potem mogę iść "do ludzi". Inaczej – wstyd.
No niestety - mogę to wypierać, mogę sam sobie tłumaczyć, że to głupie, nierozsądne, bezsensowne, ale tak właśnie postępuje.
Wiec jeszcze raz: Zasługi symulatora w mojej nauce pilotażu są ... NIEOCENIONE!
Dlaczego zatem tak brzydko i negatywnie teraz o nim mowie...?
Ano - dlatego, ze, gdyż iż...
Dochodzimy do clou imprezy.
Cześć trzecia - podziękowania dla Myszora
Jak już umiałem latać, w sensie, ze większość lotów kończyła się miękkim lądowaniem, to raz po raz próbowałem kogoś namawiać i zachęcać do podejmowania prób nauki latania na symulatorze.
Za zwyczaj spotykało się to z taka sama niechotą jak granie w gry. I jak na to patrze z perspektywy tego co już wiem - absolutnie się nie dziwie.
Próby dawania młodemu adeptowi (czy tez adeptce - bez względu na to czy takie słowo istnieje czy nie) na chwile apki do reki i ratowania sytuacji kiedy widzę ze sprawy idą złe, przez jej zabieranie i przejmowanie sterów ... są trudne. I ryzykowne. I niewygodne.
W tym momencie przychodzi do mnie wielka eureka. Odkrycie na miarę wynalezienia kola.
KABEL!!!
Dwie aparatury. Uczeń i nauczyciel.
Nauczyciel steruje modelem, a naciskając guzik oddaje stery uczniowi. Kiedy widzi, ze uczeń pierdzieli robotę - puszcza guzik i przejmuje stery.
O tym ze coś takiego istnieje wiedziałem od zawsze!
Ale tez zawsze jakoś tak ... prześlizgiwałem się obok tego tematu, jakby nie istniał.
Może dlatego, ze sam nigdy nie latałem na kablu jako uczeń... Może dlatego, ze nigdy nie widziałem jak ktoś lata na kablu... Słyszałem tylko, ze ludzie tak się czasem uczą... nie wiem.
W końcu jednak postanowiłem spróbować.
Ogłoszenie, że kupie apkę z wyjściem PPM, bla bla, apka się znalazła i tu wielkie podziękowania dla kolegi Myszor... Transakcja tak naprawdę ciągle jeszcze trwa, ale apka jest już u mnie i jej nie oddam

:D
No i ...
Cześć czwarta - Katarzyn, ile pakietów ładować? Dwa? Cztery?
CZTERY!! Brzmi odpowiedz.
Ciężko było... przed pierwszym lotem wepchnąć Katarzynowi apkę w ręce.
Bo ona kiedyś latała na tym symulatorze, ale już wszystko zapomniała i na pewno rozbije i coś popsuje i ...
Ciężko było... po pierwszym locie przyjąć do wiadomości ze paliwo się kończy i już czas lądować, i odmówić sobie kolejnego lotu...
Bo banan z ryja nie schodził... ani z mojego ani z jej...
Mimo, że napilotowała się w tym pierwszym locie tyle co nic. Co chwila trzeba było ja ratować.
Ciężko było... w szóstym pakiecie tak bez końca i bez przerwy trzymać ten palec na tym przycisku... Bo Ona latała i latała! Piękne kołeczka, w lewo w prawo, od siebie, do siebie - wszystko cały czas pod pełną kontrolą... Nie taki diabeł straszny, za to jaki zaje**sty!!!
Autentycznie bolał mnie palec od ciągłego trzymania tego pieprzonego guzika...
FRAJDA JEST NIESAMOWITA!!! I dla mnie i dla niej.
Niesamowite jest przypomnieć sobie jak to było na początku.
Niesamowite jest uświadomić sobie jak dużo umiem, mimo, ze ciągle mi się wydaje ze gówno umiem.
Tak to było.
Aha! No właśnie…
Do meritum.
To właśnie zrobiłem z Bixlerem... i moją dziewczyną.
Na Regułach.
Wczoraj.
Byli świadkowie.
Pozostaje ja tylko namówić, żeby się na forum zarejestrowała, ale pewnie się nie da.
Mniejsza o to.
Za tydzień – apkę ucznia na kablu do łap dostanie Młoda.

Uczcie się latać na kablu!!!
Polecam każdemu!!