kamas pisze:Mati pisze:Myślę też, że zakłócenia, np.te słyszane w radiu, powstają gdy wyładowanie jest pomiędzy nadajnikiem a odbiornikiem.
Nie nie, to nie tak...
Odbiornik radiowy "usłyszy" wyładowanie atmosferyczne niezależnie od tego, czy gdzieś jakiś nadajnik w ogóle pracuje. Ogólnie odbiornik ma za zadanie wyselekcjonować z megabajzlu napięciowego, który "łapie" antena (teoretycznie wszystkie nadajniki pracujące na Ziemi plus wszystkie ziemskie zakłócenia i plus to, co przylatuje z kosmosu; praktycznie sygnały na tyle silne, żeby dało się uzyskać czytelną niesioną nimi informację, jaka by ona nie była) ten jeden konkretny sygnał, który przenosi informację właśnie nam potrzebną. Dokonuje tego przez selektywność częstotliwościową - wzmacnia odpowiednio sygnał o wybranej częstotliwości, a wszystkie pozostałe tłumi.
Ale dwóch rzeczy w tym robić nie może:
- wzmacniać tylko tej jednej jedynej dokładnej w punkt częstotliwości. Gdyby tak było, to przy nieuniknionej najdrobniejszej odchyłce częstotliwości nadajnika odbiornik by zamilkł. Np. dostrojony do 2400 000 000 Hz, a "dolatuje" akurat do niego 2 399 999 999 albo 2400 000 001 Hz... i cisza. Więc odbiornik widzi pewien przedział częstotliwości "od-do" , np. 2399 990 000 ... 2400 010 000 Hz, po 10 000 Hz w górę i w dół od tego "środka".
- tłumić całkowicie i bez śladu wszystkich niepożądanych sygnałów, bo to jest nadal technicznie nieosiągalne w aktualnym stanie techniki. Rzecz jasna im silniejszy jest ten niechciany sygnał z anteny, tym trudniej go stłumić.
Wyładowanie atmosferyczne to dość zawiły proces i dużo wydarzeń w bardzo krótkiej chwili, z czego zauważamy tylko finał (-y) : wyładowanie (-a) główne. To wtedy właśnie natężenie prądu narasta do wielkich wartości (10 000 ... 240 000A) w bardzo krótkim czasie, zwykle ułamka mikrosekundy lub pojedynczych mikrosekund, przestrzenny rozkład napięć skacze w takim też czasie od milionów woltów do zera. I właśnie to jest dla Nas najistotniejsze w tym temacie.
Prawa elektrotechniki mówią, że generowana jakąś anteną fala elektromagnetyczna jest tym silniejsza, im szybsze są zmiany napięcia na tej antenie i im większa ich amplituda. Szybkość zmiany to nic innego niż częstotliwość. Dobrze jest, jeżeli antena nie jest zbyt mała i wymiarami dopasowana do emitowanej częstotliwości (to już bardziej zawiłe, zostawmy na razie

).
Mówią one także, że wokół każdego przewodnika wiodącego prąd powstaje pole magnetyczne o indukcji (uprośćmy - sile) proporcjonalnej do natężenia tego prądu. Kanał pioruna (to, co widzimy jako błyskawicę) jest tym przewodnikiem, nawet niezłym...
Mamy więc mega hiper nadajnik o wielkiej mocy, nadający króciutko na wielu częstotliwościach na raz (całe widmo tam jest, od kilkuset Hz do kilkunastu GHz), dodatkowo piorun to nie tylko ten najlepiej widoczny kanał główny, jest wiele "dopływów" do niego z najbliższej przestrzeni. Długość naszej anteny - od kilkuset metrów do kilkunastu kilometrów.
Przy tym jeb... znaczy impuls pola elektro- i magnetycznego może być tak znaczny, że poniszczy sprzęt w pobliżu. W każdym przewodniku w jego zasięgu zaindukuje się napięcie, tym większe im bliższe i silniejsze wyładowanie. Normy budowlane LEMP (Lightning ElectroMagnetic Prevention) są dość rygorystyczne, stalowe uziemione kraty w ścianach budynków to właśnie to. Bez nich los np. komputerów wewnątrz budynku byłby niepewny...
Nasze anteny są malutkie, napięcia indukowane w nich bliskim wyładowaniem raczej nie przekroczą... 5000V. Ale to przy naprawdę bliskim i silnym wyładowaniu. jednak na przewodzącej masie helika może się porobić niezdrowo dużo tych woltów względem ziemi, ale niekoniecznie coś się musi stać awionice.
Samo zakłócenie linku wystąpi zawsze, jednak krótki czas jego wpływu i cyfrowa transmisja danych powodują, że nasze linki są na to praktycznie dość odporne. Porozpieprzanego jakimś odległym wyładowaniem jednego, dziesięciu czy stu bajtów linku nie zauważymy nawet. Nie wiem, czy jest możliwe wylogowanie odbiornika czy udar Braina, nie sprawdzałem i nie spotkałem wiarygodnej relacji o czymś takim. Teoretycznie - jasne, że jest. Nawet odparowanie całego helika bez śladu jest możliwe. Ale bardzo mało prawdopodobne

.
Sugerowałbym, aby jednak nie latać i ewentualnie schronić się w aucie, gdy wyładowania są bliżej niż 5 km lub przechodząca burza nie odeszła dostatecznie daleko - tak z 10 km najmniej. To drugie jest bardzo ważne, bo podstępne, powoduje dużo najgorszych scenariuszy. W dodatku to jest dość trudno ocenić, lepszy większy zapas niż odrobinę za mały. Odchodzący "ogon" zestawu cumulonimbusów generuje często wyładowania dodatnie o wielkim natężeniu prądu, można je bez trudu rozpoznać po odgłosie (niekiedy trzeszczeniu ścian i brzęku sztućców albo i szkła), podobnym do gromu przejścia krawędzi stożka Macha, gdy ktoś tam w górze sobie używa

. Takie, atrakcyjne dla oka i ucha akcenty końcowe burzy mogą zrobić kuku awionice, gdyby trochę za blisko było.
Pozdrowionka od... Andrzeja
Nie umiem latać tak jak Wy, ale się uczę.
W ogóle ciągle się uczę. Wszystkiego, czasem od nowa...