Kula pisze:Chłopaku... coś ty wykonał? Dobrze że nic się nie stało...
Pętlę, za nisko nad ziemią. Na szczęście nad pasem, więc zaraz po wyjściu z niej po prostu lądowałem... Niestety twardo przyziemiając i połamałem podwozie...
Miałem naprawdę dużo dzikiego farta, bo stało się to zaraz po wjechaniu z drogi na ścieżkę rowerową. Powoli, grzeczniutko, zgodnie z przepisami... BYł taki łagodny podjazd (nie żaden krawężnik!!)... i na tym podjeździe, rower mi się jakoś tak dziwnie zachował.
No to przyhamowałem.
Jak przyhamowałem to mi przednie koło wjechało pode mnie.
No to odpuściłem hamulec.
No to koło wyjechało przed rower.
A ja trzymałem tą całośc w kopie, trzymając stopy pedałami, siodełko dupą i całą przednią część rękami za kierownicę i ... kuźwa no serio nie mam pojęcia jak, ale się zatrzymałem i normalnie zszedłem z roweru.
Gdyby się to stało w czasie zapierdalania 30 km/h (co z górki jest przecież normą) to bym ... może dziś nadawał ze szpitala albo HGW skąd...
Ale to dotarło do mnie dopiero później.
Na gorąco zastanawiałem się, jak to teraz przewieźć do domu i żeby nie popsuć tych wszystkich kabli, trytek, taśm klejących i linek, bo przecież tyle się nad tym napracowałem... I szkoda roboty, bo ramę się zaraz ...
... naprawi... (???) ...
Nie wiem co myślałem, w każdym razie miałem wielki opór przed rozplataniem tych wszystkich kabli zanim dotarło do mnie, że to po prostu tak czy siak trzeba zrobić.
Tak, że to jest wniosek numer jeden: Na takie ekstremalnie rzadkie okoliczności, warto mieć ramę powzmacnianą kablami, trytkami i taśmami klejącymi. Całkiem serio. Gdyby ta rama mi się całkowicie zdezintegrowała to bym się nie zatrzymał. Wypierdolił bym się tam koncertowo. A że to się na tych taśmach przez chwilę trzymało to ja to JAKOŚ ... chyba mocami trochę nadprzyrodzonymi dałem radę ogarnąć.
Wniosek numer dwa: jebać amelinium! Stal to stal. Pare kg więcej w rowerze elektrycznym naprawdę mnie nie boli.
Piotr_T pisze:Wigry, Pelikany, Flamingi pękały przy zawiasie, więc znacznie niżej, tuż nad supportem.
Tu ważne, że Aikus cały. A rama raczej nie była przystosowana do ciągnięcia za przednie koło.
No i właśnie tu się zaczyna zasadnicza rozkmina.
Nie zrobiłem jeszcze zdjęć mikroskopowych tego przełomu - dziś pierwszy dzień urlopu i nie dałem rady, a zaraz siadam do kończenia filmu z Wincentowa.
Ale ... na ile moja przeróbka tego rowera na elektryczny się do tego przyczyniła.
Od wczoraj o niczym innym nie myślę.
W myślach rozrysowuję sobie wszystkie wektory siły i momenty działają na rame, przy:
- ciągnięciu przez napęd w przednim kole
- hamowaniu przednim hamulcem.
- zjeżdżaniu i wjeżdżaniu pod krawężnik.
- ładowaniu zgrzewki wody albo i dzieciaka na siodełko na kierownicy (co niektórzy robią również w takich rowerach i blać te ramy nie pękają, nie pękają też widelce jakoś masowo).
... i tak dalej i tak dalej... i na czuja to mi się wydaje, że nie ma takiej opcji, żeby napęd był tu decydującą przyczyną dla pęknięcia tej ramy.
Ale ... mam w wyobraźni tylko kierunki i zwroty tych wszystkich wektorów, nie znam ich wartości.
ZA moim pojmowaniem przemawia też fakt, że rama nie puściła na żadnym ze spawów, gdzie teoretycznie powinna być najsłabsza.
ALE, opinia , że to wina przedniego napędu jest również dość powszechna.
Nie chciałbym tu być źle zrozumiany, nie zależy i na tym, żeby uzyskać opinię, że to nie była wina napędu i mam śmiało iść do sądu z producentem (gdyby ten nie chciał uznać reklamacji)... Raczej wręcz przeciwnie, wolałbym się dowiedzieć, że najprawdopodobniej sprawę zjebałem...
Problem w tym, że ... trochę tych rowerów oglądałem i nic nie wskazuje na jakieś istotne różnice konstrukcyjne w rowerach z przednim napędem.
Jak dla mnie to ... po prostu nie wiem.
Generalnie wydawało mi się, że od tego napędu może mi kiedyś pierdolnąć widelec. I gdyby tak się stało, to słowo honoru, nie pultałbym się, tylko bym grzecznie poszedł do sklepu i kupił jakiś wzmacniany widelec, który jest przystosowany do napędu ...
... ale KUŹWA RAMA?!?!
I żebym ja jeszcze ważył te 120 kg, które teoretycznie jest maksem tego co ten rower może dźwigać... ale NIE. Ważę około 80.
Co więcej: NIGDY nie woziłem w przedniej torbie niczego ciężkiego - z prostej przyczyny, ona się do tego nie nadawała. Dwie półlitrowe butelki z wodą, pianka do napełniania przebitych opon, u-lock... kurtka, ... takie rzeczy tam przeważnie były.
Oczywistą oczywistościa (jednakowoż wartą zaznaczenia) jest, że nie skakałem na tym rowerze, nie próbowałem jeździć na jednym kole, nie fikałem koziołków na rampach... Kuźwa, ten rower nawet bez napędu był ciężkim miejskim krążownikiem. Poderwać mu przednie koło to graniczyło z cudem. Po dołożeniu silnika stało się kompletnie niewykonalne...
Nie no... w ogóle abstrakcja. Nigdy nie próbowałem tym rowerem robić nic poza normalną jazdą po miejskich ścieżkach rowerowych.
Nawet pod krawężniki podjeżdżałem zawsze naprawdę delikatnie, zwalniając praktycznie do zera i podprowadzając przednie koło pod krawężnik (nie schodząc jednakowoż z pedałów - brzmi trudno, ale przy odrobinie wprawy i wyczucia roweru jest bardzo łatwo wykonalne).
Zdarzalo mi się, jadąc szybko po ścieżce i przejeżdżając przed obniżenia na poprzecznych w stosunku do niej wjazdach/wyjazdach z posesji, zaliczać ... takie przeciążenia, przy których czułem, że dobijam sztycę siodełka do "byczych jaj" - No OK, ale po coś ta sztyca jest do cholery!
Dodam, że w tym rowerze praktycznie zawsze na bagażniku, który nie jest resorowany jeździł ze mną mój laptop. Nigdy nic mu się nie stało - to najlepsze świadectwo tego jak tym rowerem jeździłem.
Generalnie żadnego szaleństwa nie było.
Więc.... moim zdaniem, ... no lekko u mnie nie miał, ale przeciążony i źle traktowany absolutnie nie był.
Jedyne co było "nie zgodne" to ten silnik. Silnik o przepisowej mocy 250W ... jednakowoż producent przyczepi się do tego prawie na pewno.
Pytanie, jak bardzo powinienem się kłócić o swoje.
Kwestię naprawy ramy rozważam całkiem poważnie, zwłaszcza, że mam w zasięgu dobrych fachowców od spawania aluminium. Wstawili by wzmocnienia, jakoś to tam zrobili, byłoby lepiej niż w oryginale... tyle, że zastanawiam się czy warto...
Nie chcę już tego roweru. Sprzedać go potem bez ściemiania o historii ramy będzie trudno (sam bym takiego nie chciał), a ze ściemianiem - nie chcę.
Sprzedać na części ... ??
No chyba jedyne co pozostaje.
Całkowicie sprawny napęd niezłej klasy... plus parę drobiazgów... w tym koło z siedmiobiegową piastą Shimano z najwyższej półki...
No ale to tam już ... detale na później.
Narazie - całkiem serio: jak to jest z tym silnikiem i jego w pływem na obciążenie ramy...
Jak myślicie?