Od czasu mojego lotu zapoznawczego na AT-2 na Bemowie (to już będzie ze 2 lata temu), mam, poza oczywiście uczuciem że nic z tego nie pamiętam, oraz że wiedziałem z grubsza co się robi z drążkiem jedno pytanie które mi w głowie powraca i powraca i nie daje spokoju.
Otóż cały proces lotu od odpalenia silnika do jego zgaszenia wyglądał tak, że tam w międzyczasie dużo rzeczy było włączanych, wyłączanych i większości nie pamiętam, ale jedną zapamiętałem bardzo dobrze i za cholere nie rozumiem.
Otóż: pompka paliwa.
Była włączona przed odpaleniem silnika a po wystartowaniu została wyłączona.
Cały lot odbył się z wyłączoną pompką paliwa.
Przed lądowaniem pompka paliwa została znowu włączona.
O co cholera chodzi? Rozmawiałem z kilkoma osobami, powstało kilka różnych teorii ale nikt nie wie na pewno i dokładnie dlaczego tak właśnie jest.
Tutaj, na tym forum na pewno jest kilka osób które będą wiedziały i pomijam nawet Kruka i Kowala, bo ich jakoś nie ma ostatnio (a szkoda, bo wiem, że żyją i latają, ale mniejsza o to).
Powie mi ktoś? Co to za pompka paliwa to wcale nie musi pompować paliwa, żeby silnik działał?
Jakaś awaryjna? Potrzebna do rozruchu, czy co...?
A przy lądowaniu - na wszelki wypadek, gdyby silnik zgasł, albo właśnie, żeby nie zgasł na niskich obrotach??
I czemu właściwie nie może chodzić cały czas?