No to fru - obiecałem to piszę.
Za bardzo się rozpisywać nie będę, kilka osób złożyło mi już gratulacje, życzenia - bardzo serdecznie dziękuję - dziękujemy... Tak, owszem, mój stan cywilny się zmienił, ku mojemu szczęściu w sumie to takiemu niewytłumaczalnie dużemu, że w sumie to sam tego nie rozumiem. Bo zasadniczo to przecież nic się nie zmieniło...
... ale im dłużej żyję tym bardziej się przyzwyczajam, że nie muszę wszystkiego rozumieć.
Jeśli chodzi o sam ślub ... no i wesele to chyba trochę ograniczę mój ekshibicjonizm... Ograniczę się do tego o czym kiedyś już wspomniałem, mianowicie o tańcu.
Moje podejście do tańca się nie zmieniło. Nie umiem i nie lubię, nie umiem, bo nie lubię, a nie lubię bo nie umiem.
ALE... było warto. No kuźwa, niech mnie nikt nie pyta jak to możliwe, ale oglądam ten pierwszy taniec już nie pamiętam który raz i ciągle tak samo mi się micha jarzy
No więc - tak to wyglądało:
I błagam, wiem, że na forum są ludzie którzy potrafią tańczyć. Powstrzymajcie się od jakiejkolwiek krytyki. Przyjmijcie na wiarę, że dla nas, z zwłaszcza dla mnie to co widać na filmie to ogromny sukces. Naprawdę!
Jest to wersja robocza, z telefonu, ale narazie to jedyne co mam a i tak obleciało już poł świata, a pół europy zanim trafiło do mnie
I tyle. Ślub się udał, wesele tak samo, teraz najważniejsze, czyli trwający tylko tydzień miesiąc miodowy, czyli po staropolsku honey moon.
O całym tygodniu rozpisywać się też specjalnie nie będę, jak ktoś chce, to zapraszam do albumu:
https://photos.app.goo.gl/jbadxuYygGiYxwhN6Jest kilka naprawdę przepięknych fotek, widoków, krajobrazów No jest sporo miodu oczywiście, ale może nikt się nie porzyga
:D
Żałuję, że nie wziąłem ze sobą lepszego aparatu. Wygrał pragmatyzm i logistyka, a potem, na miejscu było już za późno - pozostało się zadowolić tym co daje telefon (a w sumie to daje nie tak znowu mało).
Kilka istotnych akcentów z naszej branży:
1. Nie obyło się oczywiście od kilku fotek na lotnisku, jeszcze przed wylotem:
Na tej fajnie widać budowę silnika turbowentylatorowego, widać jak malutki jest w środku "właściwy silnik" a jak duży jest wentylator, widać też, że przez łopatki wentylatora można "przejrzeć" silnik na wylot (przez silnik już się tak spojrzeć raczej nie da
:D ).
2. Podobna fotka - zaraz po wylądowaniu:
Niby nic nadzwyczajnego, ale jednak rzadko jest okazja podejść tak blisko silnika.
Coś jest mocno poruszającego w świadomości tej kosmicznej technologii, która jeszcze przed chwilą z ogromną mocą i precyzją niosła mnie bezpiecznie 10km nad ziemią, gdzie prawie nie ma powietrza, z prędkością bliską prędkości dźwięku, teraz sobie stoi na ziemi spokojnie jakby nigdy nic i te rachityczne łopatki które ciągną powietrze z taką mocą, a jednocześnie są tak blisko tej obudowy, a jednocześnie nie ma mowy, żeby tam coś się ocierało albo zawadzało albo ... no kurde kurde kurde... Nie może mnie to przestać fascynować.
3. Jedno z pierwszych ważniejszych zdjęć zaraz po przylocie do Bergamo:
A było to w takim oto miejscu:
zaje**sty sklep - niestety urlop kończył dokładnie wtedy kiedy wracaliśmy do Warszawy, więc poza pooglądaniem sobie przez kraty - nic więcej.
ALe to i tak dużo.
Bo na przykład po dokładniejszym przyjrzeniu się w bardziej sprzyjających okolicznościach, powstała we mnie nieodparta chęć ...
... zbudowania makiety!! Mniej więcej takiej:
Tylko trochę mniejszej.
Powstał też cały z grubsza plan w głowie jak to zrobić - powstanie na 99% na XLu 550, być może nawet na tym co mam, no chyba, że do tego celu zdecyduję się zakupić drugi helikopter - jeszcze nie wiem.
Tak czy siak, od tego zaczęło się takie moje spostrzeżenie, że z jakichś niewyjasnionych do tej pory przyczyn, Bergamo jest miastem bardzo lotniczym.
A to np. na wystawie sklepu z ciuchami, stoi sobie taki oto model Lockheada Connie:
Ni z gruszki nie z pietruszki, bo sklep jak mówiłem z ciuchami, ale model stoi i oko cieszy.
A to w innym miejscu - pub. O nazwie Fly pub
A w środku pod sufitem - takie cudo:
A to w jeszcze innym sklepie, pośród setekch jakichś rupieci - z resztą sami zobaczcie:
Nie wspominając już o takim detalu, że w pokoju przywitał nas taki oto widok:
Nie wiem co to jest, ale na oko coś z IWW.
No i właśnie i właśnie... Może to klimat pobliskiego dość dużego lotniska który przenika do małego skąd inąd miasteczka.
Może to na co natknęliśmy się nieco później:
Czyli istniejące w tym mieście Instituto de Aeronautico...
Może jedno i drugie, a może to wszystko razem ma jakąś jeszcze inną wspólną przyczynę.
Tego mi się ustalić nie udało.
Tak czy siak, klimat jest przyjazny, lotnictwa jest dużo... Piwa, Wina i dobrego żarcia też.
Aha! I gdyby ktoś chciał się wybrać, przy okazji skorzystać z taniej i dobrej bazy pomijając booking.com i mając dzięki temu lepsze ceny, na pokoje w samym sercu nocnego życia Bergamo - to mam namiar na przesympatyczną babeczkę, która jest pomocna, miła, oprócz tego, że zapewniła nam pokój, to jeszcze na dzień dobry powiedziała gdzie iść, co zobaczyć, jak pojechać, skąd wypożyczyć jakieś takie lepsze (niż te miejskie) rowery górskie i tak dalej i tak dalej.
Mam namiar i mam upoważnienie, żeby dawać znajomym zaprzyjaźnionym zainteresowanym osobom - żeby wynająć pokoje z pominięciem bookingu - ona trochę więcej zarobi, a goście będą mieli trochę taniej - wiadoma sprawa.
No i .... To chyba tyle.
Co tu więcej gadać... Tak to było.
zaje**scie było.
A dziś, po prawie dwóch tygodniach przerwy wyskoczyłem na szybkie 6 pakiecików gałeczką na Reguły...
Wszystko ze mną oK.
Latanie dało mi dokładnie tyle radości ile powinno dawać, ile zawsze dawało, a ile nie dał jeszcze ani jeden dzień spędzony w tym roku na lotnisku...
Potrzeba było po pierwsze zdjąć z głowy trochę tematów, po drugie odpocząć... i wszystko wróciło na swoje miejsce.
Jest dobrze.
Aaaa i jeszcze najważniejsze!!
Takie trochę nadzwyczajne i ciekawe przeżycie: W drodze powrotnej lądowaliśmy na dwa razy
:D Tak jest.
Już prawie dotykaliśmy pasa 33, kiedy nagle poczułem wciśnięcie w fotel i prawie w tym samym czasie usłyszałem jak silniki nabierają mocy...
Nie przestraszyłem się. Wiem o tym tyle, że było to raczej takie "ŁOOOOOO!!!! Jaaacie!!! Ale czad!!!" ... Bo to - zdarza się jednak rzadko. Ogólnie - nic nadzwyczajnego dla lotników, ale dla pasażerów latających sporadycznie - jest to rzadkość.
Jeśli miałbym spekulować, to powiedziałbym, że przyczyną najprawdopodobniej był niespodziewany silny podmuch czołowy wiatru tuż przed przyziemieniem. Podmuch który spowodowałby albo bardzo twarde przyziemienie, albo przyziemienie za daleko od progu pasa, w skutek czego dobieg byłby krótszy, hamowanie mogłoby ...no nie wiem np. zakończyć się przegrzaniem hamulców i tak dalej - drobiazg, prawie na pewno nie chodziło o bezpieczeństwo tylko o ekonomię: Jeśli przyziemienie będzie za twarde, albo hamulce się przegrzeją to samolot idzie na przegląd.
Jak idzie na przegląd to jest wyłączony ze służby.
Jak jest wyłączony ze służby, to nie lata.
Jak nie lata, to nie zarabia.
Jak nie zarabia - to traci.
Lepiej spalić te kilkaset litrów nafty więcej, ale wylądować perfekcyjnie.
Tak zgaduję wiedząc tyle ile wiem.
A wiem niewiele - mogę się oczywiście mylić.
W każdym razie było fajnie! Darmowy lot widokowy nad Warszawą w cenie biletu powrotnego