omcKrecik pisze:Byli i tacy, którzy po awarii jednego silnika pomylili lewy z prawym i wyłączyli ten sprawny. Skutki tragiczne.
No byli, tę historię znam.
Sad but true.*
omcKrecik pisze:A ci mistrzowie ciężkiego szybownictwa to jakiegoś wskażnika ilości posiadanego paliwa nie mieli ?
Mieli, ale akurat z powodu awarii komputera był out of service i polegali na obliczeniach obsługi naziemnej, która przy tankowaniu musiała przeliczać litry na galony czy jakoś tak... i niestety przeliczyła dwa razy.
omcKrecik pisze:Bo że nadmiernie zaufali komputerowi, który wcześniej nadmiernie zaufał im i ukrył nadspodziewaną lekkość samolotu przy starcie to można łatwo pojąć, ale czy ci, którzy ustanawiali te przedstartowe procedury obliczeniowe nie wpadli na to, że tu łatwo o fatalną omyłkę nie do naprawienia ?
Ano nie. Albo i wpadli, ale uznali prawdopodobieństwo jej wystąpienia za akceptowalnie niskie.
Aha, wspominałem już w tym wątku coś o czymś takim jak rachunek prawdopodobieństwa?
omcKrecik pisze:Wypadków z tego powodu było opisanych kilka, nie wiem, czy to zmieniono.
Ciekawe - duża część, a może większość złego zaczyna się na ziemi, często na dłuuugo przed startem. Jeżeli ktoś lub coś nie przerwie potem łańcucha niefortunnych "przypadków", to efekt jest pewny.
Dokładnie tak.
I właśnie w tym łańcuchu zdarzeń jest klucz: prawdopodobieństwo zajścia ich wszystkich jedne po drugim jest ... naprawdę niezmiernie małe.
Ale - nie zerowe.
* Podobną, lecz z zupełnie nietragicznymi skutkami, choć naprawdę mocną historię opisuje w swojej książce "Opowiadania Lotnicze" kpt. Tomasz Smolicz - ten sam, który AFAIK spowodował, że tylko dwa, a nie trzy polskie IŁy 62 skończyły żywot w katastrofie (mogłem coś pojebać, ale któryś z kapitanów 62'gich wbrew oficjalnym zaleceniom "technicznych" odmówił zabrania pasażerów i kontynuowania lotu przy podwyższonym poziomie wibracji na silniku, i wrócił IŁem przez Atlantyk na pusto na trzech silnikach. Późniejsze ekspertyzy wykazały, że gdyby leciał normalnie - prawdopodobnie roztrzaskałby się gdzieś nad Atlantykiem).
Tomasz Smolicz. Opowiadania lotnicze.
Opowieść "Kapitan numer jeden" - o Starym - jego nauczycielu, z którym miał wracać przez Alpy starym dwusilnikowym Convairem z silnikami Pratta. Rzecz polegała na tym, że obsługa naziemna przy przeglądzie znalazła opiłki w oleju jednego z silników.
Scenariusz był znany - opiłkowanie zwiastowało awarię, ale typowo pozwalało jeszcze na kilka godzin zupełnie poprawnej pracy.
Postanowili więc wystartować na dwóch silnikach, po starcie wyłączyć ten opiłkujący i dolecieć do Warszawy na sprawnym.
W czasie lotu, jeden z silników zaczął coś tam kichać, prychać, pan Smolicz był gotowy wyłączać ten opiłkujący, ale "Stary" powstrzymał go i wyłączył drugi.
Tym sposobem, dzięki intuicji starego wyjadacza, dolecieli szczęśliwie do lotniska.
Na silniku, co do którego wszyscy mieli przeczucie graniczące z pewnością, że zaraz zdechnie...
Kpt. Tomasz Smolicz - Opowieści Lotnicze - jeśli jeszcze nie polecałem to polecam. Książka na pewno dostępna za grosze w antykwariatach.
W razie czego - mam.
Mam na pewno - (muszę tylko poszukać).