Boeing 737-800 - symulator Flyspot...
: 3 gru 2018, o 01:26
Czyli ten:
https://737.flyspot.com
Taaak jest, jest to reklama, darmowa, w sensie nikt mi za nią nie płaci, więc mam nadzieję, że mnie forum za to nie wyjebie ze swoich ... no, bo po prostu trafiłem coś fajnego, więc o tym piszę.
Coś na zasadzie a'la zakupy na banggodzie albo innym aliexpressie.
No więc - do rzeczy.
Będę pisał o wszystkim co wydaje mi się istotne w kolejności chronologiczno - losowej.
Przepraszam, ale to jest wszystko na co mnie stać.
Bynajmniej nie ze względu na stan upojenia alkoholowego, bo bynajmniej.
Po prostu ... ilość wrażeń, jest... lekko przytłaczająca.
Dość powiedzieć, że spowodowała u mnie bardzo przyjemną bezsenność.
SERIO!!!
1. Pierwsze wrażenie - jeszcze zanim usiadłem na fotelu, tylko zobaczyłem TO MIEJSCE.
"O blać... to to nie jest ta taka kapsuła na siłownikach która symuluje również przeciążenia??"
Serio, nie wiem czemu, ale myślałem, że za ta pieniądze to tak to będzie.
Nie wiem teraz po zastanowieniu się, po co by to miało być, bo zasadniczo mając doświadczenia z latania samolotami jako pasażer i jako pilot (w locie z instruktorem) wiem, że te przeciążenia raczej przeszkadzają niż pomagają (abstrahując od tego czy są przyjemne czy nie - bo to kwestia indywidualna człowieka), a to przecież jest symulator dla leszczy. Nie szkoleniowy dla prawdziwych pilotów, right? No to dajmy tym leszczom trochę się pocieszyć! Kto będzie po nich fotele czyścił??
Echhh...
Usprawiedliwia mnie pewnie to, że idąc tam kompletnie nie miałem pojęcia czego się spodziewać.
A czemu usprawiedliwia? Bo nie piszę tego w kategorii "jestem rozczarowany" tylko raczej w kategorii "o jaki ja głupi byłem".
A dlaczego tak?
A no to - czytajcie dalej.
2. Chwilę sobie posiedzieliśmy i popatrzyliśmy ...
...co inny mi podobny leszcz tam za tymi sterami wyczyniał.
Beczkę zrobił. Trochę krzywą, ale członek męski tam - pewnie gówno wie o lataniu, więc co on tam wie o robieniu beczki.
Mamy czas - spoko idziemy do tunelu, popatrzymy jak sobie tam ludzie się kręcą w tym tunelu.
3. TUNEL.
Bez najmniejszego cienia wątpliwości pójdę tam jeszcze kiedyś. Zjeść jednego z najdroższych lodów w Polsce, napić się najdroższego piwa, albo po prostu za friko popatrzeć sobie jak się ludzie kręcą w powietrzu. Jak spadając - latają.
Raczej nie spróbuję...
... ale Kasia spróbuje! I ja już nawet wiem kiedy.
Ja nie spróbuję ze względów różnych, zdrowotne są nimi między innymi.
Ale to nic.
Może to kwaśne winogrona, może wcale nie - stwierdzam, że tak naprawdę to mi na tym nie zależy.
...
Ale popatrzeć - jest zaje**scie.
A to NIC NIE KOSZTUJE!
Tak samo jak iść sobie pod płot lotniska na próg pasa i popatrzeć na samoloty - tak można i tu. Całkiem za darmo.
I od tej pory będę to czasem robił.
No i zawsze jest ten dreszczyk emocji: Wpadnie gołąb czy nie wpadnie?
Bo podobno kiedyś wpadł. W turbinę.
I nagle w tunelu wszyscy byli we krwi w mięsie i w piórach.
Takie tam flyspot legend.
4. SYMULATOR.
Nadszedł w końcu czas, żeby stawić się pod szklanymi drzwiami.
Na dzień dobry przywitało mnie lekkie opóźnienie, ale nie miałem pretensji.
Wszystkie emocje przyćmiła jedna obawa:
"Zdam?"
Serio, czułem się raczej jak przed jakimś egzaminem. Na pewno nie jak przed wizytą w wesołym miasteczku.
Wychodzi dziadek który był przede mną. Coś tam marudzi, że mu się w głowie kręci.
"oooj łosiu" - myślę sobie - "Było najpierw wpaść na Reguły i polatać ze mną FPVka, to byś się przyzwyczaił, a tak to cierp i nie marudź!!"
Instruktor znika za kulisami.
Po chwili pojawia się, przedstawia jako Mikołaj i przeprasza za opóźnienie.
Zaprasza do środka.
Instrukcje zaczyna od "uwaga na głowę".
Wagę tej instrukcji doceniam zaraz po chwili kiedy nie zbyt boleśnie ...
... przypierdoliłem się głową w ten pulpit z przełącznikami który jest na górze.
Potem krótka instrukcja jak sobie ustawić fotel.
Ważne, żeby mieć pełny zakres ruchu wolantem "na siebie" i nie prasować sobie brzucha.
Samolot stoi na pasie.
Ciągnę wolant i sprawia on jakiś dziwny nierównomierny opór - raz mniejszy raz większy.
Ni cholery nie mogę wyczuć o co chodzi.
No ale ciągnę - do oporu, prawie, że z całej siły. Muszę przecież sprawdzić czy dam radę go zaciągnąć "na jaja" w razie potrzeby czy może siedzę za blisko.
Wolant zachowuje się dziwnie.
Dlaczego?
To dotrze do mnie trochę później.
Mikołaj w każdym razie jest bardzo dzielny.
Krótkie zapoznanie, czy latałem, ile tak mniej więcej w ogóle wiem o lataniu... Wychodzi, że nie jest tak najgorzej (już drugi raz to słysze w odniesieniu do moich modeli w zestawieniu z prawdziwym lotnictwem - pierwszy raz było od instruktora przed lotem zapoznawczym na AT-2 na Bemowie - fajnie, nie takie najgłupsze te moje modele jednak.)
Następne rzeczy, wszystkie rzeczy, które Mikołaj tłumaczy ... w zasadzie można podzielić na dwie kategorie:
- rzeczy które znam bardzo dobrze, albo mniej więcej i trochę sobie systematyzuję - tak czy siak - mam z grubsza poukładane w głowie i krótko daję mu znać, że może lecieć dalej z materiałem, bo szkoda czasu.
- rzeczy o których kompletnie nie mam pojęcia i nie mam szans zrozumieć i zapamiętać w sensownym czasie, więc krótko daję mu znać, że może lecieć dalej z materiałem, bo szkoda czasu.

Nie, no dobra, aż tak różowo to nie było, wszystkiego słuchałem z uwagą, tym nie mniej, gdybym poszedł na ten symulator drugi raz - cisnąłbym raczej na latanie niż na teorię.
Ster kierunku - wiadomo, w nogach.
Hamulce - też ale, tego się raczej nie używa. Hamulce automatyczne są lepsze.

- No dobra... A przednie kółko?
- Aaa nie nie, to nie jest tak jak w małych samolotach, to się nie skręca razem ze sterem kierunku. Tu na boku jest takie kółko którym się skręca przednie koło.
Sliniki, odwracacze ciągu, hamulce aerodynamiczne, klapy, podwozie - wszystko z grubsza jasne.
Sztuczny horyzont, ILS, autopilot - tu już trochę mniej jasne, ale spoko.
Przychodzi moment przygotowywania maszyny do startu, ustawiania rozmaitych parametrów i tak dalej.
Generalne wrażenie: Osz blać, jak to wszystko tutaj zaje**scie działa!!!
Np. taki impulsator do ustawiania kursu pasa, albo którykolwiek inny - no wiadomo, znamy to z różnych sprzętów i zwykle, przeważnie działa to tak sobie, mniej więcej dobrze. Kręcę w jedną - cyferki się zwiększają. Kręcę w drugą - się zmniejszają.
Ale nigdy tak na sto procent nie wiadomo, czy jak przekręcę o 10 klików to się zmienią o 10 czy możę o o 8 albo o 11.
Tutaj nie ma czegoś takiego.
Jak przekręcę o 10 to cyferki zmienią się o 10. KONIEC KROPKA.
Ja Cie... nie wiedziałem, że impulsator może tak zaje**scie działać.
No dobra!
To fru!
Odpychamy dźwignie silników i patrzymy przed dziób.
Jeszcze w trakcie rozpędzania się po pasie naciskam pedały żeby utrzymać się dokładnie na pasie centralnym.
Średnio mi to wychodzi, robię pięknego zygzaka po pasie.
Po doświadczeniach z AT-2 jestem zaskoczony tym jak czuły jest tu ster kierunku.
Kurde - on poprostu działa!!!

V1 - przekładamy rękę z przepustnicy na wolant i zaraz potem ciągniemy do siebie.
I lecimy!!
Sprawdzam, tak trochę... poruszam ostrożnie wolantem, żeby sprawdzić jak statek reaguje.
Reaguje obłędnie... Przewidywalnie, grzecznie... dokładnie tak jakbym się tego spodziewał.
Gówno o tym wiem... Przecież gówno o tym wiem... A jednak mam jakieś odczucia i właśnie takie one są.
Nadal gówno o tym wiem, ale czuje, że zaczynam rozumieć dlaczego piloci tak lubią 737.
(Mikołaj nie lubi. Woli Airbusy.
No ale tutaj jest Boeing, więc... ^^)
...
AHA!!! To tylko symulator...?? No tak... trochę zapomniałem:D
Spoko, czyli można poszaleć?
Tamten łosiu robił beczkę.
- Mogę ja też?
- A pewnie! Tylko weźmy ... trochę wyżej... Taaa... i jeszcze uruchomię APU... Gdyby nam silniki zgasły, czego się nie spodziewam, to będzie je łatwiej odpalić...
...
- No to co... W lewo? W prawo?
- ...
Pierwsza beczka wyszła mi jak wyjdź stąd i idź po dwa wina.
W ogóle nie wyszła tak jak powinna wyjść beczka jeśli już się ją robi liniowcem. Na plecach odpychałem wolant.
Nie wiem, czy prawdziwy samolot by to wytrzymał... nie wiem na ile ten symulator jest realistyczny.
Potem zrobiłem drugą.
Druga wyszła ciut lepiej.
Ale dalej jak wyjdź stąd.
Beczka liniowcem... nie jest trudna. Tak generalnie.
Ale nie jest też niczym prostym.
Potem przyszedł czas na zabawę autopilotem.
Czas na zdjęcia, gadanie, ciekawostki, srutututu...
... trochę zmarnowany czas... Bo wolałbym polatać...
...
Ale wydawało mi się, że przecież mam tyle czasu!!!
W międzyczasie gdzieś tam po lewej stronie miga mi Bemowo, a razem z nim szaleńcza myśl:
- Dałoby się tam wylądować? Trochę krótki pas, co?
- Czy ja wiem... Klapy 30, 35... Możemy spróbować. Nikt jeszcze nie próbował.
- No to dawaj!!
- No to już.
Żadnych przyrządów, żadnej nawigacji, żadnego ILSa, żadnego autopilota - patrzę przez szybę i widzę co się dzieje.
Próbowałem już dziś lądować trzy razy, raz mi się udało.
Hehe:)
- Dobra, mów mi tylko co mam robić.
- Nooo... pas widzisz po lewej, jak skręcisz tam za tym zielonym parkiem albo nad nim to powinieneś się w miarę dobrze ustawić akurat na osi.
...
- Tylko uważajmy, żeby w "kerfa" nie walnąć...
- Oo, ooo!! .. chyba nie dużo brakowało...
To był chyba najfajniejszy moment z całego tego "latania".
Ostatnie lądowanie tego dnia.
Wyszło naprawdę nieźle.
(Kowal - CICHO!!! Co Ty tam wiesz... Założę się, że dużym na Bemowie nigdy nie lądowałeś
)
Generalnie jeśli chodzi o lądowania, to jestem BARDZO ALE TO BARDZO ZASKOCZONY ilością zapasu energii jaką ma 737 przy takim z grubsza podręcznikowym podejściu do lądowania.
Moje wyobrażenie było takie, że jak już jestem na tych <50 metrach nad pasem to zaciągam drążek i nie ma bata, żebym zaciągnął na mocno, bo prędkość jest na granicy przeciągnięcia, więc samolot zwalnia i sobie swobodnie opada mniej lub bardziej twardo.
A NIE!! To nie tak!!! Jak zaciągnę za mocno to samolot się wzniesie (w sumie to tylko dzięki temu nie walnąłem w tego "Kerfa") i to całkiem sporo.
I wtedy mam dwie opcje, albo odpuścić i próbować wylądować... no ale pas się robi krótki...
Albo szybko silniki na maksa i odejść... Ale silniki mają swoją bezwładność, to się nie dzieje od razu, więc nie musi sie udać.
Tak czy siak nie roztrzaskałem samolotu ani razu.
Nie widziałem swoich lądowań z zewnątrz, więc nie wiem jak wyglądały. Podwozia nie połamałem, w środku jakoś specjalnie nie trzęsło
W głowie mi się nie kręciło.
Wprawki na FPVkach są warte więcej niż mi się wydawało.
W ogóle te wszystkie modele są warte więcej... a właściwie to właśnie dokłanie tyle ile mi się nieśmialo wydawało, że są.
W lataniu Boeingiem 737 nie ma nic nadzwyczajnego. Jest duży, reaguje tak jak po tej wielkośći można się spodziewać, że będzie reagować... i jednocześnie...
... latanie Boeingiem 737 jest czymś absolutnie nadzwyczajnym!!!
Normalnie, gdybym nie dostał takiego prezentu, pewnie nigdy bym sobie tego lotu nie kupił...
... No bo wiadomo - mogę sobie za to niezłą piaknę kupić, a za pięć takich lotów to już niezły helikopter...
...
ale teraz, to się zastanawiam, czy nie kupić sobie kiedyś znów.
POLECAM KAŻDEMU!!!
Każdy kto z lataniem jakimkolwiek ma cokolwiek wspólnego powinien tego chociaż raz w życiu spróbować.
I jest to nawyciągnięcie ręki.
5. To wszystko na dzisiaj. NA DZISIAJ!!
Dobranoc;)
Wspominałem już, że Mikołaj był dzielny.
Tak był bardzo dzielny.
Dopiero później powiedział mi, że kiedy siłowałem się z wolantem miażdzyłem mu nogę między jego wolantem a fotelem.
Głupi ja... co zrobiłem od razu jak tylko mi o tym powiedział?
Sprawdziłem jak w takim razie zachowuje się wolant... nie patrząc na to, że Chłopaczyna znowu siedzi w poprzek fotela.
Syknął z bólu, wycedził z uśmiechem przez zęby:
- O i znowu... spoko, jestem przyzwyczajony...
Moja głupota poraziła mnie tak bardzo, że nie wydusiłem z siebie nawet głupiego przepraszam.
Biedny chłopak.
Anyway, wypadałoby powiedzieć kilka słow o samym instruktorze.
Był to młody, jeszcze nie pilot, mega sympatyczny i sprzedający całą posiadaną przez siebie wiedzę w sposób maksymalnie przystępny dla zwykłych ludzi.
Definicja właściwego człowieka na właściwym miejscu.
Życzę mu z całego serca, żeby udało mu się spełnić swoje marzenia o zostaniu pilotem.
Znowu gówno o tym wiem, ale na czuja sądze, że ma wszelkie predyspozycje.
Czuć to po tym jak wielką jest to dla niego pasją.
W fotelu za stetrami - jakby się urodził.
No i cóż... Czas wracać do domu.
Zrobiło się późno, więc co...
Siusiu, ząbki... Może jeszcze chwilę popróbować sobie Gaukę ustawić w nowej apce, to by się może jeszcze jutro coś platało (ostatecznie gówno z tego wyszło, ale mniejsza o to)....
I fru!
Do łóżeczka.
Idziemy spać.
- Taaa... jasne! - to mój mózg - CHUJA nie Ci dam dzisiaj pospać!!
Wspominaj!! Przeżywaj!! Jutro już te wspomienia nie będą takie świeże!!! Myśl o tym!!! NIE ŚPIJ!!!
Pamiętasz te trymery? Fajny dźwięk wydawały jak się kręciły, nie? A te przyciski? Te wszystkie przełączniki...? Zajebiste co? Żeby tak chociaż z jeden zajumać i sobie w apce zamontować... byłby czad, nie?
No...
To myśl o tym. O wszystkim od początku. Jeszcze raz i jeszcze raz.
NIE ŚPIJ!!!!
Jutro odeśpisz.
A jak na Bemowie wylądowałeś, pamiętasz?
Hehe, fajnie było, co?
...
https://737.flyspot.com
Taaak jest, jest to reklama, darmowa, w sensie nikt mi za nią nie płaci, więc mam nadzieję, że mnie forum za to nie wyjebie ze swoich ... no, bo po prostu trafiłem coś fajnego, więc o tym piszę.
Coś na zasadzie a'la zakupy na banggodzie albo innym aliexpressie.
No więc - do rzeczy.
Będę pisał o wszystkim co wydaje mi się istotne w kolejności chronologiczno - losowej.
Przepraszam, ale to jest wszystko na co mnie stać.
Bynajmniej nie ze względu na stan upojenia alkoholowego, bo bynajmniej.
Po prostu ... ilość wrażeń, jest... lekko przytłaczająca.
Dość powiedzieć, że spowodowała u mnie bardzo przyjemną bezsenność.
SERIO!!!
1. Pierwsze wrażenie - jeszcze zanim usiadłem na fotelu, tylko zobaczyłem TO MIEJSCE.
"O blać... to to nie jest ta taka kapsuła na siłownikach która symuluje również przeciążenia??"

Serio, nie wiem czemu, ale myślałem, że za ta pieniądze to tak to będzie.
Nie wiem teraz po zastanowieniu się, po co by to miało być, bo zasadniczo mając doświadczenia z latania samolotami jako pasażer i jako pilot (w locie z instruktorem) wiem, że te przeciążenia raczej przeszkadzają niż pomagają (abstrahując od tego czy są przyjemne czy nie - bo to kwestia indywidualna człowieka), a to przecież jest symulator dla leszczy. Nie szkoleniowy dla prawdziwych pilotów, right? No to dajmy tym leszczom trochę się pocieszyć! Kto będzie po nich fotele czyścił??
Echhh...
Usprawiedliwia mnie pewnie to, że idąc tam kompletnie nie miałem pojęcia czego się spodziewać.
A czemu usprawiedliwia? Bo nie piszę tego w kategorii "jestem rozczarowany" tylko raczej w kategorii "o jaki ja głupi byłem".
A dlaczego tak?
A no to - czytajcie dalej.
2. Chwilę sobie posiedzieliśmy i popatrzyliśmy ...
...co inny mi podobny leszcz tam za tymi sterami wyczyniał.
Beczkę zrobił. Trochę krzywą, ale członek męski tam - pewnie gówno wie o lataniu, więc co on tam wie o robieniu beczki.
Mamy czas - spoko idziemy do tunelu, popatrzymy jak sobie tam ludzie się kręcą w tym tunelu.
3. TUNEL.
Bez najmniejszego cienia wątpliwości pójdę tam jeszcze kiedyś. Zjeść jednego z najdroższych lodów w Polsce, napić się najdroższego piwa, albo po prostu za friko popatrzeć sobie jak się ludzie kręcą w powietrzu. Jak spadając - latają.
Raczej nie spróbuję...
... ale Kasia spróbuje! I ja już nawet wiem kiedy.
Ja nie spróbuję ze względów różnych, zdrowotne są nimi między innymi.
Ale to nic.
Może to kwaśne winogrona, może wcale nie - stwierdzam, że tak naprawdę to mi na tym nie zależy.
...
Ale popatrzeć - jest zaje**scie.
A to NIC NIE KOSZTUJE!
Tak samo jak iść sobie pod płot lotniska na próg pasa i popatrzeć na samoloty - tak można i tu. Całkiem za darmo.
I od tej pory będę to czasem robił.
No i zawsze jest ten dreszczyk emocji: Wpadnie gołąb czy nie wpadnie?
Bo podobno kiedyś wpadł. W turbinę.
I nagle w tunelu wszyscy byli we krwi w mięsie i w piórach.
Takie tam flyspot legend.
4. SYMULATOR.
Nadszedł w końcu czas, żeby stawić się pod szklanymi drzwiami.
Na dzień dobry przywitało mnie lekkie opóźnienie, ale nie miałem pretensji.
Wszystkie emocje przyćmiła jedna obawa:
"Zdam?"

Serio, czułem się raczej jak przed jakimś egzaminem. Na pewno nie jak przed wizytą w wesołym miasteczku.
Wychodzi dziadek który był przede mną. Coś tam marudzi, że mu się w głowie kręci.
"oooj łosiu" - myślę sobie - "Było najpierw wpaść na Reguły i polatać ze mną FPVka, to byś się przyzwyczaił, a tak to cierp i nie marudź!!"
Instruktor znika za kulisami.
Po chwili pojawia się, przedstawia jako Mikołaj i przeprasza za opóźnienie.
Zaprasza do środka.
Instrukcje zaczyna od "uwaga na głowę".
Wagę tej instrukcji doceniam zaraz po chwili kiedy nie zbyt boleśnie ...
... przypierdoliłem się głową w ten pulpit z przełącznikami który jest na górze.
Potem krótka instrukcja jak sobie ustawić fotel.
Ważne, żeby mieć pełny zakres ruchu wolantem "na siebie" i nie prasować sobie brzucha.
Samolot stoi na pasie.
Ciągnę wolant i sprawia on jakiś dziwny nierównomierny opór - raz mniejszy raz większy.
Ni cholery nie mogę wyczuć o co chodzi.
No ale ciągnę - do oporu, prawie, że z całej siły. Muszę przecież sprawdzić czy dam radę go zaciągnąć "na jaja" w razie potrzeby czy może siedzę za blisko.
Wolant zachowuje się dziwnie.
Dlaczego?
To dotrze do mnie trochę później.
Mikołaj w każdym razie jest bardzo dzielny.
Krótkie zapoznanie, czy latałem, ile tak mniej więcej w ogóle wiem o lataniu... Wychodzi, że nie jest tak najgorzej (już drugi raz to słysze w odniesieniu do moich modeli w zestawieniu z prawdziwym lotnictwem - pierwszy raz było od instruktora przed lotem zapoznawczym na AT-2 na Bemowie - fajnie, nie takie najgłupsze te moje modele jednak.)
Następne rzeczy, wszystkie rzeczy, które Mikołaj tłumaczy ... w zasadzie można podzielić na dwie kategorie:
- rzeczy które znam bardzo dobrze, albo mniej więcej i trochę sobie systematyzuję - tak czy siak - mam z grubsza poukładane w głowie i krótko daję mu znać, że może lecieć dalej z materiałem, bo szkoda czasu.
- rzeczy o których kompletnie nie mam pojęcia i nie mam szans zrozumieć i zapamiętać w sensownym czasie, więc krótko daję mu znać, że może lecieć dalej z materiałem, bo szkoda czasu.

Nie, no dobra, aż tak różowo to nie było, wszystkiego słuchałem z uwagą, tym nie mniej, gdybym poszedł na ten symulator drugi raz - cisnąłbym raczej na latanie niż na teorię.
Ster kierunku - wiadomo, w nogach.
Hamulce - też ale, tego się raczej nie używa. Hamulce automatyczne są lepsze.

- No dobra... A przednie kółko?
- Aaa nie nie, to nie jest tak jak w małych samolotach, to się nie skręca razem ze sterem kierunku. Tu na boku jest takie kółko którym się skręca przednie koło.
Sliniki, odwracacze ciągu, hamulce aerodynamiczne, klapy, podwozie - wszystko z grubsza jasne.
Sztuczny horyzont, ILS, autopilot - tu już trochę mniej jasne, ale spoko.
Przychodzi moment przygotowywania maszyny do startu, ustawiania rozmaitych parametrów i tak dalej.
Generalne wrażenie: Osz blać, jak to wszystko tutaj zaje**scie działa!!!
Np. taki impulsator do ustawiania kursu pasa, albo którykolwiek inny - no wiadomo, znamy to z różnych sprzętów i zwykle, przeważnie działa to tak sobie, mniej więcej dobrze. Kręcę w jedną - cyferki się zwiększają. Kręcę w drugą - się zmniejszają.
Ale nigdy tak na sto procent nie wiadomo, czy jak przekręcę o 10 klików to się zmienią o 10 czy możę o o 8 albo o 11.
Tutaj nie ma czegoś takiego.
Jak przekręcę o 10 to cyferki zmienią się o 10. KONIEC KROPKA.
Ja Cie... nie wiedziałem, że impulsator może tak zaje**scie działać.
No dobra!
To fru!
Odpychamy dźwignie silników i patrzymy przed dziób.
Jeszcze w trakcie rozpędzania się po pasie naciskam pedały żeby utrzymać się dokładnie na pasie centralnym.
Średnio mi to wychodzi, robię pięknego zygzaka po pasie.
Po doświadczeniach z AT-2 jestem zaskoczony tym jak czuły jest tu ster kierunku.
Kurde - on poprostu działa!!!

V1 - przekładamy rękę z przepustnicy na wolant i zaraz potem ciągniemy do siebie.
I lecimy!!
Sprawdzam, tak trochę... poruszam ostrożnie wolantem, żeby sprawdzić jak statek reaguje.
Reaguje obłędnie... Przewidywalnie, grzecznie... dokładnie tak jakbym się tego spodziewał.
Gówno o tym wiem... Przecież gówno o tym wiem... A jednak mam jakieś odczucia i właśnie takie one są.
Nadal gówno o tym wiem, ale czuje, że zaczynam rozumieć dlaczego piloci tak lubią 737.
(Mikołaj nie lubi. Woli Airbusy.
No ale tutaj jest Boeing, więc... ^^)
...
AHA!!! To tylko symulator...?? No tak... trochę zapomniałem:D
Spoko, czyli można poszaleć?
Tamten łosiu robił beczkę.
- Mogę ja też?
- A pewnie! Tylko weźmy ... trochę wyżej... Taaa... i jeszcze uruchomię APU... Gdyby nam silniki zgasły, czego się nie spodziewam, to będzie je łatwiej odpalić...
...
- No to co... W lewo? W prawo?
- ...
Pierwsza beczka wyszła mi jak wyjdź stąd i idź po dwa wina.
W ogóle nie wyszła tak jak powinna wyjść beczka jeśli już się ją robi liniowcem. Na plecach odpychałem wolant.
Nie wiem, czy prawdziwy samolot by to wytrzymał... nie wiem na ile ten symulator jest realistyczny.
Potem zrobiłem drugą.
Druga wyszła ciut lepiej.
Ale dalej jak wyjdź stąd.
Beczka liniowcem... nie jest trudna. Tak generalnie.
Ale nie jest też niczym prostym.
Potem przyszedł czas na zabawę autopilotem.
Czas na zdjęcia, gadanie, ciekawostki, srutututu...
... trochę zmarnowany czas... Bo wolałbym polatać...
...
Ale wydawało mi się, że przecież mam tyle czasu!!!
W międzyczasie gdzieś tam po lewej stronie miga mi Bemowo, a razem z nim szaleńcza myśl:
- Dałoby się tam wylądować? Trochę krótki pas, co?
- Czy ja wiem... Klapy 30, 35... Możemy spróbować. Nikt jeszcze nie próbował.
- No to dawaj!!
- No to już.
Żadnych przyrządów, żadnej nawigacji, żadnego ILSa, żadnego autopilota - patrzę przez szybę i widzę co się dzieje.
Próbowałem już dziś lądować trzy razy, raz mi się udało.
Hehe:)
- Dobra, mów mi tylko co mam robić.
- Nooo... pas widzisz po lewej, jak skręcisz tam za tym zielonym parkiem albo nad nim to powinieneś się w miarę dobrze ustawić akurat na osi.
...
- Tylko uważajmy, żeby w "kerfa" nie walnąć...
- Oo, ooo!! .. chyba nie dużo brakowało...

To był chyba najfajniejszy moment z całego tego "latania".
Ostatnie lądowanie tego dnia.
Wyszło naprawdę nieźle.
(Kowal - CICHO!!! Co Ty tam wiesz... Założę się, że dużym na Bemowie nigdy nie lądowałeś


Generalnie jeśli chodzi o lądowania, to jestem BARDZO ALE TO BARDZO ZASKOCZONY ilością zapasu energii jaką ma 737 przy takim z grubsza podręcznikowym podejściu do lądowania.
Moje wyobrażenie było takie, że jak już jestem na tych <50 metrach nad pasem to zaciągam drążek i nie ma bata, żebym zaciągnął na mocno, bo prędkość jest na granicy przeciągnięcia, więc samolot zwalnia i sobie swobodnie opada mniej lub bardziej twardo.
A NIE!! To nie tak!!! Jak zaciągnę za mocno to samolot się wzniesie (w sumie to tylko dzięki temu nie walnąłem w tego "Kerfa") i to całkiem sporo.
I wtedy mam dwie opcje, albo odpuścić i próbować wylądować... no ale pas się robi krótki...
Albo szybko silniki na maksa i odejść... Ale silniki mają swoją bezwładność, to się nie dzieje od razu, więc nie musi sie udać.
Tak czy siak nie roztrzaskałem samolotu ani razu.
Nie widziałem swoich lądowań z zewnątrz, więc nie wiem jak wyglądały. Podwozia nie połamałem, w środku jakoś specjalnie nie trzęsło

W głowie mi się nie kręciło.
Wprawki na FPVkach są warte więcej niż mi się wydawało.
W ogóle te wszystkie modele są warte więcej... a właściwie to właśnie dokłanie tyle ile mi się nieśmialo wydawało, że są.
W lataniu Boeingiem 737 nie ma nic nadzwyczajnego. Jest duży, reaguje tak jak po tej wielkośći można się spodziewać, że będzie reagować... i jednocześnie...
... latanie Boeingiem 737 jest czymś absolutnie nadzwyczajnym!!!
Normalnie, gdybym nie dostał takiego prezentu, pewnie nigdy bym sobie tego lotu nie kupił...
... No bo wiadomo - mogę sobie za to niezłą piaknę kupić, a za pięć takich lotów to już niezły helikopter...
...
ale teraz, to się zastanawiam, czy nie kupić sobie kiedyś znów.
POLECAM KAŻDEMU!!!
Każdy kto z lataniem jakimkolwiek ma cokolwiek wspólnego powinien tego chociaż raz w życiu spróbować.
I jest to nawyciągnięcie ręki.
5. To wszystko na dzisiaj. NA DZISIAJ!!
Dobranoc;)
Wspominałem już, że Mikołaj był dzielny.
Tak był bardzo dzielny.
Dopiero później powiedział mi, że kiedy siłowałem się z wolantem miażdzyłem mu nogę między jego wolantem a fotelem.
Głupi ja... co zrobiłem od razu jak tylko mi o tym powiedział?
Sprawdziłem jak w takim razie zachowuje się wolant... nie patrząc na to, że Chłopaczyna znowu siedzi w poprzek fotela.
Syknął z bólu, wycedził z uśmiechem przez zęby:
- O i znowu... spoko, jestem przyzwyczajony...
Moja głupota poraziła mnie tak bardzo, że nie wydusiłem z siebie nawet głupiego przepraszam.
Biedny chłopak.
Anyway, wypadałoby powiedzieć kilka słow o samym instruktorze.
Był to młody, jeszcze nie pilot, mega sympatyczny i sprzedający całą posiadaną przez siebie wiedzę w sposób maksymalnie przystępny dla zwykłych ludzi.
Definicja właściwego człowieka na właściwym miejscu.
Życzę mu z całego serca, żeby udało mu się spełnić swoje marzenia o zostaniu pilotem.
Znowu gówno o tym wiem, ale na czuja sądze, że ma wszelkie predyspozycje.
Czuć to po tym jak wielką jest to dla niego pasją.
W fotelu za stetrami - jakby się urodził.
No i cóż... Czas wracać do domu.
Zrobiło się późno, więc co...
Siusiu, ząbki... Może jeszcze chwilę popróbować sobie Gaukę ustawić w nowej apce, to by się może jeszcze jutro coś platało (ostatecznie gówno z tego wyszło, ale mniejsza o to)....
I fru!
Do łóżeczka.
Idziemy spać.
- Taaa... jasne! - to mój mózg - CHUJA nie Ci dam dzisiaj pospać!!
Wspominaj!! Przeżywaj!! Jutro już te wspomienia nie będą takie świeże!!! Myśl o tym!!! NIE ŚPIJ!!!
Pamiętasz te trymery? Fajny dźwięk wydawały jak się kręciły, nie? A te przyciski? Te wszystkie przełączniki...? Zajebiste co? Żeby tak chociaż z jeden zajumać i sobie w apce zamontować... byłby czad, nie?
No...
To myśl o tym. O wszystkim od początku. Jeszcze raz i jeszcze raz.
NIE ŚPIJ!!!!
Jutro odeśpisz.
A jak na Bemowie wylądowałeś, pamiętasz?
Hehe, fajnie było, co?
...