Dzisiaj zaliczyłem kreta x360tką. Obrażenia żadne. Zerwany szpindel i zgubiłem w wysokiej trawie gumkę glowicy oraz łozysko. Początkowo myślałem, że straciłem zasięg, choć od kąd latam nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, nawet jak już helika traciłem z oczu, a dzisiaj helik był max 40m ode mnie, stąd moje zdziwienie. Zdążyłem jeszcze zapiąć holda, ale idę w stronę gdzie helik wylądował i słyszę dziwne odgłosy. Silnik się kręci??? WTF?! No tak... pierwszy raz straciłem zasięg. Moze zakłócenia jakieś przez nie daleko rozrastające się firmy, może... I tu teoria spiskowa-latam na granicy obrębu strefy lotniska. Może zakłócili mój sygnał? No nic. Podchodzę do wraku, a silnik się kręci. Nic innego tylko silnik, no to zębatki zerwane. Odpiąłem pakiet, lopaty z okuciami do ręki i wracam. Na miejscu oglądam helika i szukam przyczyny (może innej niż zasięg). Patrze-zębatki całe

no dobra, pewnie jakimś cudem puścił pinion... NIE! Osobiscie go dokręciłem na kleju-jest OK, więc co?!!! No i przechodząc do meritum... Teraz mam wrażenie, że silnik padł. On się chyba wcale nie kręcił tylko zapier... prawo-lewo, że sprawiał wrażenie jakby się obracał. A przed chwilą skojarzyłem jakiś wątek, o którym dawno czytałem o tych silnikach ALZRC BL2525-PRO 1800KV, że one chyba padają. Dobrze kojarzę? Nie mam żadnych logów, telemetrii, gwiazdek z nieba... tak że nic nie zczytam, ale mam wrażenie, że to już nie pierwszy raz taki silnik pójdzie w kosz? Co o tym myślicie?