Clad pisze:aikus pisze:Clad pisze:A słyszałeś o czymś takim jak "inwestycja w siebie"? Wytłumaczysz to Wikipedią?
Inwestycja w siebie - owszem.
...Kupuję rower! Żeby nie jeździć do pracy samochodem, tylko dbać o jako taką kondycję
Aaaahaaaaa... czyli inwestujesz w siebie kupując rower, żeby m.in. dbać o kondycję i to wg Ciebie jest inwestycja, ale kupienie helika żeby czerpać przyjemność z latania nim, już nie jest inwestycją?
Nic dodać nic ująć...
Posłuchaj Clad.
Normalnie nie da się nie wyczuć ironii w Twoim poście, ale gdybym udawał, że tak się właśnie stało, to musiałbym odpowiedzieć: TAK! Dokładnie tak. I cieszę się, że w końcu zrozumiałeś różnicę pomiędzy konsumpcją a inwestycją. Co prawda użyłeś po drodze takiego trochę wytrycha jak "inwestycja w siebie", ale nawet to Ci ostatecznie nie przeszkodziło i łapiesz.
Fajowo - do braw się dołączam.
Niestety... ja wiem, że to była ironia.
I niestety - nie przesadziłem w moim poprzednim poście.
[cenzura]
Ale mimo wszystko postaram się sprawić, żebyś miał szansę zrozumieć.
Jeszcze tylko drobna uwaga interpersonalna: na samym początku naszej przepychanki mogłeś po prostu olać temat, machnąć ręką na głupiego aikusa, który jak zwykle miał gorszy dzień i się przyjebał do słówka.
Ale Ty postanowiłeś na upartego dążyć do pokazania swojej racji i mimo, że chyba już sam wiesz, że tkwisz w błędzie - postanawiasz brnąć w to dalej.
Nie rozumiem czemu.
No ale teraz do meritum.
Kiedy kupujesz samochód, to to MOŻE być inwestycja. Bo możesz przy jego pomocy szybciej się przemieszczać, pracować efektywniej, zarabiać więcej pieniędzy w krótszym czasie.
Może się oczywiście okazać, że jest to inwestycja taka sobie, bo to co zarobisz - wydasz na obsługę tego samochodu, serwisy, opony zimowe, ubezpieczenia, czy choćby na paliwo - tak. Więc potem się ocenia czy inwestycja była udana czy nie, ale to może być inwestycją.
Zatem zakup samochodu MOŻE być inwestycją.
MOŻE, NIE MUSI.
Bo NIE JEST NIĄ, jeśli kupujesz go po to, żeby po prostu sobie jeździć i czerpać z tego przyjemność.
I nie, nie jest to inwestycja w siebie.
To się w żaden sposób nie zwróci.
To tylko kosztuje.
Kiedy kupujesz paliwo do tego samochodu, to to już NIE JEST inwestycja....
... no chyba, że rozważymy sytuację tak ekstremalnie wyjątkową jak np:
W nadym miesiącu wyjeździłeś już limit pieniędzy na paliwo. Budżet się skończył w baku pusto, samochód stoi.
Ale oto pojawia się okazja, zarobić 1000 złotych, pod warunkiem, że natychmiast pojedziesz przez pół Polski.
Pożyczasz zatem skądś kasę na paliwo i jedziesz.
Zarabiasz tysiaka, kasę oddajesz z odsetkami, powiedzmy, że 800 zostało Ci w kieszeni.
Całkiem udana inwestycja.
Jeśli do tej pory chodziłeś do pracy boso, co powodowało, że mogłeś chodzić tylko trzy dni z rzędu, a potem przez resztę tygodnia musiałeś leczyć zharatane stopy, a teraz postanowiłeś sobie kupić buty, dzięki którym będziesz mógł chodzić do pracy codziennie, to to jest inwestycja. (nota bene abstrahując od abstrakcyjności tej sytuacji - inwestycja, która na oko zwróci się już w pierwszym tygodniu).
Jeśli jednak te buty się zużyły, zgodnie ze swoim okresem życia, i po prostu kupujesz nowe, takie same, to to już nie jest inwestycja.
Inwestycja by to była, gdybyś kupił buty turbo, które pozwolą Ci się przemieszczać pieszo dwa razy szybciej, bez zwiększenia Twojego zmęczenia.
Zakup jedzenia - nie jest inwestycją.
Ale zakup suplementu diety, albo ... no cóż - przerzucenie się z taniego fastfoodu na jedzenie wyższej jakości... Można traktować jako inwestycję w siebie, choć moim zdaniem jest to trochę dyskusyjne.
Roweru poruszać nie będę, bo wyjaśniłem do dostatecznie dobrze w poprzednim poście.
Mi w każdym razie od roweru - owszem - de facto przybyło pieniędzy w portfelu. Jest to co prawda trudno mierzalne i trudno sprawdzalne - ale ja to wiem. Wiem jak żyłem do czasu jakichś 5 lat temu, jak pracowałem, ile zarabiałem. Potem zacząłem jeździć na rowerze i wiem jak się to wszystko zmieniło. Rower w każdym razie zwrócił się kilkudziestokrotnie.
Więc była to nie tylko inwestycja, ale jeszcze bardzo udana.
Tym nie mniej, to jest właśnie punkt w którym "inwestycja w siebie" staje się wytrychem, bo w sumie ciężko udowodnić, że nie zarabiałbym tyle ile zarabiam, gdybym tego roweru nie kupił.
I jeśli na tej zasadzie twierdzisz, że zakup helikoptera jest inwestycją, bo jak polatasz sobie wieczorem, to jesteś bardziej zrelaksowany i następnego dnia też efektywniej pracujesz - to ciężko z tym polemizować, bo to też jest kwestia Twojej wiary, do której masz prawo.
Niestety nawet jeśli teraz mi powiesz, że właśnie dokładnie o to Ci chodziło od samego początku - ja Ci nie uwierzę.
Jestem przekonany, że chciałeś po prostu na siłę mieć racje. Nie próbując nawet jej w żaden merytoryczny sposób jej udowodnić. Naginając interpretację definicji encyklopedycznych tak jak Ci się tylko podobało.
Niestety - to nie zadziała.
Na koniec, ostatnia szansa: nie zależnie od tego, czy naprawdę tego nie rozumiesz, czy nie chcesz zrozumieć.
Podejdź do tematu z drugiej strony i spróbuj odrobinkę pochylić się nad definicją słowa "konsumpcja".
Dla siebie i tylko dla siebie.
Nie dla mnie.
Ja, mimo, że w branży ekonomicznej nie pracuję, to tak się składa, że skończyłem szkołę o takim profilu i chcąc nie chcąc, te akurat pojęcia rozumiem dosyć dobrze.