Wyżalić się muszę.
Mam ostatnio strasznie kiepska serie. Wróciłem z wakacji i korzystając z dobrej pogody intensywnie sobie latałem przez 2 tygodnie. Potem niestety przegrałem nieco z wiatrem i deszczem ale nic to. Pogoda wróciła ale przyszedł pech.
Środa: Jeden pakiet ok, drugi tez bez najmniejszych problemów. Trzeci, lata się fajnie, kończę nawrót, lot po prostej, nagle słychać zgrzyt. Słyszę ze obroty wirnika idą w dół, helik mocno pikuje do ziemi mimo drążka gazu na maksa. Gleba - całe szczęście ze plasku leciał to umiarkowanie małe straty. Przyczyna: w locie pękła śruba łącząca zębatkę główną z wałem -> utrata obrotów, cały wirnik próbuje latać sam. Na szczęście snapy wytrzymały i nie pozwoliły polecieć wirnikowi osobno, oczywiście jako ze całość poszła w górę to na łopatach poszły maksymalne kąty ujemne i stąd szybkie pikowanie w dol.
Czwartek: Pakiet na regulacje, drugi na fajne loty, trzeci tez lata się fajnie. Nagle ogon zaczyna się dziwnie zachowywać. No to do bezpiecznej pozycji i chce lądować. Zdążyłem go wypoziomować, zaczął się rzucać, za chwile potężne piro, jako ze był w poziomie to jako tako lekko go posadziłem choć oczywiście w kontakcie z gleba mocno się poniszczył. Przyczyna: jedna z łopatek ogonowych wraz z okuciem wybrała wolność.
Piątek (dziś!): Pakiet na regulacje, skończyłem regulacje, kontrolny przelot, jeden nawrót, drugi, starczy - zmienić chce baterie i normalne loty. Nawrot aby lądować, a on mi obracać się skończyć nie chce. Nie był w poziomie, moje korekty tylko pogorszyły sprawę, pirogleba. Straty całkiem konkretne. Przyczyna: jedna z łopatek ogona zablokowała się w skrajnym położeniu - a już myślałem ze się pozbyłem tej przypadłości.
Podsumowując: trzy dni, 7 pakietów, trzy krety, belki ogonowe, łopaty, wały, szpindle, godziny siedzenia nad helikiem, opieprze MLP że za długo siedzę nad tym itd. Potrzebuje chyba przerwy...
Zaraz zaraz. Będę miał przerwę, skończyły mi się łopaty...

Kilka dni temu zamówiłem, będą pewnie w przyszłym tygodniu. Skorzystam z okazji, zrobię przegląd, FBL zamontuje

może nowy silnik zdąży dojść.

Polatałbym sobie...
Żeby jeszcze dopełnić obraz zgrozy to moje ulubione miejsce po ostatnich opadach zamieniło się w wylęgarnię komarów

Nigdy tam tego badziewia nie było!