Dobrym sposobem sprawdzenia kondensatora elektrolitycznego (bipolarnych o pojemności powyżej 47nF także, jak macie V-meter o rezystancji wejściowej 1 gigaom lub więcej, to i 10 nF też tak sprawdzicie) jest naładowanie go do napięcia 50...80% najwyższego dopuszczalnego, pozostawienie na kilka minut i zmierzenie, ile samoistnie ubyło w tym czasie. Im mniej ubędzie wskutek upływności własnej - tym lepiej. Z bardzo dobrego "elektrolita" nie ubędzie prawie nic, jakieś 1...2% najwyżej.
Ten jest na 100V. Przydałoby się tak z 50V chociaż do próby, a zasilacz daleko...
Ale mam przecież pod ręką pakiety 6S. Dwa w szereg i już.
Ożeszsz ty...
Jeden trafiony. Ale upływność nie jest taka duża (trzy minuty się rozładowywał), układ powinien chodzić z takim. Coś musi być jeszcze nie tak, reszta elektrolitów jest prawie OK. Tego jednak zmienię na nowy z górnej półki.
Ten 100uF/100V też coś szybko usiadł... Podwójna lupka ujawnia plamkę na płytce pod nim, on sam tez jakiś taki niewyrażny pomiędzy końcówkami...
Napięcie blisko 60V - a tyle tu może być w trybie STANDBY, gdy brak jest obciążenia, jest wystarczające do znaczącego działania sił elektrostatycznych, które przyciągają różne mikroskopijne drobinki z otoczenia. Tyci-tyci wilgoci, znów osadzenie, znów woda... Robi się nieżle przewodząca breja. Nie chciało mi się rozbierać całej płytki dla zmierzenia, ile ta plamka ma kiloomów. Wolałem ją po prostu upić rektyfikowanym

Podejrzane elementy wymienione, ostrożnie włączamy

Działa. Pracuje normalnie, nic się nie grzeje ani nie zbiera do wybuchu.
Trzeba sprawdzić wszystkie znane warunki, najpierw co daje na wyjściach, czy to się zgadza;