No ale co miał pismak napisać... Nikt nie zginął to nic groźnego się nie stało a że dwie maszyny skasowane no to chuk... życie.
I że łopata śmignęła człowiekowi może 5 cm od głowy i dostał w prezencie praktycznie nowe życie od losu - kuźwa, to się zdarza co chwile.
Wejdę na pasy na czerwonym i samochód śmignie pół metra ode mnie to co robię? Cofam sie o krok przestraszony, zaczynam się bardziej rozglądać i tyle. Nie zastanawiam sie raczej co by było gdyby kierowca miał mniej refleksu, i czy zginąłbym od razu od zderzenia z samochodem czy może samo to jeszcze bym jakoś przeżył ale zaraz potem bym upadł uderzając głową o krawężnik i roztrzaskując ją sobie na kawałki.
Tak już jest Artja. A artykuł jest lakoniczny - no jest, jak większość artykułów dotyczących jakichś hermetycznych rzeczy a kierowanych do mas. I to już nie jest kwestia tego czy pismak jest niedouczony czy nie jest. Może jest może nie jest, ale to nie ma znaczenia, fachowego artykułu nikt by nie chciał czytać.
A tak? Ludzie przeczytają, zobaczą filmik ... Łoooo!!! Ale się rozjebały helikoptery, ja Cie... Ale ludzie wysiadają, koleś wstał... spoko nic się nie stało. Dobre te maszyny teraz robią... ABS, poduszki powietrzne, pasy z napinaczami, kontrola trakcji, asysta kierownicy... Spoko.

Swoją drogą ... to ciekawe jak to się dzieje, że do takich wypadków dochodzi... i to w tak rutynowych sytuacjach...
bo ja rozumiem trudną akcję ratowniczą w górach przy porywistym wietrze - no niestety, wtedy jest ryzyko, ale tutaj?
Albo kiedyś widziałem filmik jak helikopter miał startować a był obrysem wirnika nie do końca wyprowadzony poza hangar, uniósł się, zahaczył o dach, pierdolneło, też się helikopter raczej zdezintegrował i też się nikomu nic poważnego nie stało... (może tam ich w środku trochę poobijało).
Jak to się dzieje?
Piloci z rutyny zapominają patrzeć czy wirnik z niczym nie koliduje, czy jak?