Nie znam nikogo kto by w garażu odpalał i regulował śmiglowiec, ale widziałem filmik na którym ekipa latała spalinowym raptorem 90 w salonie. Równie szalony pomysł

Silnik odpala się na lotnisku a dociera i reguluje się go w locie.
W poprawnie poskładanej maszynie silnik nie jest uje@ny paliwem, tylko czysty i suchy. Przy glebie od razu silnik gaśnie sam. Jeśli masz na myśli sytuację w której uszkodzeniu ulega zasilanie albo popychacz przepustnicy to wiele lat temu wymyślono patent ze sprężynką która natychmiast w takiej sytuacji zamyka przepustnicę. W samochodach też się to stosuje. Poza tym każda spalina ma sprzęgło, które puszcza i się ślizga o ile silnik nie kręci się jak porąbany. W elektryku gleba bez HOLDa kończy się w najlepszym razie zmieleniem zębów, a w moim przypadku zazwyczaj jednak niestety slawetnym chickendance'm, który powoduje powstanie dodatkowych zniszczeń.
Najwięcej na temat upierdliwości obsługi modeli spalinowych mają do powiedzenia ci, którzy nie widzieli ich na oczy, a już na pewno nie użytkowali.
Dla mnie zdecydowanie bardziej upierdliwe jest ładowanie, targanie 5kg pakietów, wypinanie, wpinanie, zdejmowanie kabiny przed i po każdym locie a potem jeszcze rozładowywanie/storage'owanie po powrocie do chaty. To wszystko wymaga zdecydowanie więcej czasu i dyscypliny.
A do tego dla mnie dochodzi jeszcze fakt że czasem nawet markowy ESC potrafi obciąć z zupełnie niezrozumiałego powodu w niezapowiedziany sposób. Spalina dla mnie jest bardziej zrozumiała i tyle. Słyszę i wiem co się dzieje - jak coś się w napędzie ma zamiar sierdzielić to najpierw mnie ostrzega. No i nie jest tak że to się dzieje często - w całym moim lataniu nitro przez ponad 10 lat lądowałem z powodu wyłączonego silnika 3 razy, zawsze mając chwilę na przygotowanie się do autorotacji.
Zdecydowanie więcej razy lądowałem "zgaszonym" elektrykiem.
To nie jest kwestia wyboru tego co jest lepsze czy bardziej optymalne, tylko tego co się komu bardziej podoba.