Stało się...
Pogoda piękna, zero wiatru. Pierwszy lot... Wszystko idzie pięknie, wchodzę do lejka żeby poćwiczyć i nagle model traci moc, obroty wyraźnie spadają, model przewraca się na plecy i "gubi" ogon.
Na chwilę odejmuję mu gazu, silnik po chwili dostaje znowu obrotów. Walczę z nim na plecach przez prawie pół minuty!!! Ale nie mam szans bo... nie mam kompletnie ogona!
Model kręci bączki w zawrotnym tempie, pompuję nim dotąd, aż w końcu zaczął lecieć bokiem a nie na plecach. W końcu nie było już jak manewrować więc wyłączyłem silnik aby oszczędzić zębatki i resztę mechaniki...
Oto obraz który zobaczyłem, już po wyciągnięciu z rozmokłej trawy.
Najbardziej wkurzyło mnie to, że model był technicznie sprawny, ja nie zrobiłem nic a wygląda na to, że FBL 3GX Aligna zrobił mi psikusa i po wejściu do lejka (pobór mocy) nagle odciął mi zasilanie. No i przestał całkowicie sterować ogonem. Jakby się na chwilę wylogował... Możliwe też, że ESC zareagował na nagły skok mocy i włączył tryb ratunkowy... Ale tak ot, bez ostrzeżenia??? Niestety, ten cholerny FBL nie chciał współpracować z zewnętrznym becem. A zawsze taki używałem i nie było nigdy żadnych jajec. Co ciekawe, po oględzinach w domu wiem że wszystkie zębatki ogona są całe, mechanika działa cały czas bez zarzutu, więc wszystko stało się na drodze elektroniki.
Siła uderzenia była na tyle duża, że obcięło dolną śrubę wału i wyrwało wał z gniazda łożyska jednokierunkowego...
Poszło też trochę plastikowych pierduł ale tego nawet nie liczę, bo w szufladzie mam spory zapas.
Części już zamówione, kabinę się wyklepie i poklei, a pozostanie dokładne zbadanie strefy programowej reglera i FBL-a.
Jeżeli to 3GX to cisnę nim tak, że sam doleci przez kanał do Francji
Takie fajne łopaty miałem