No krecik mimo wszystko kunsztowny
Miałeś jakiś backup zasilania do awioniki? Miałeś sterowanie?
Jeśli tak to trochę zjebałeś

Sorry, ale ... Gdybym tak skrecił ja w takiej sytuacji to bym to uznał, za full profeskę

:D Ale niestety wiem jak latasz ... no i jak na Twoje możliwości, to trochę ch****o Ci poszło

Chyba, że nie miałeś żadnego sterowania - no to wtedy spoko, to poszło Ci całkiem nieźle

:D
A tak trochę poważniej (bo generalnie to oczywiście drę łacha, fajnie, mega fajnie, że krecik bezkosztowy, w modelu tej klasy to już zwłaszcza - naprawdę rzadkość), to z tymi konektorami... które wystarczą do jakiej klasy ...
... no to temat jest naprawdę bardzo złożony.
Generalnie XT60 w idealnych warunkach mają zasrany obowiązek wystarczyć do klasy 700.
Serio!
Popatrzcie na to:
No blać klękajcie narody!! 180A przez 10 sekund - bez miałknięcia.
Szkopuł tkwi w szczegółach.
A te szczegóły to:
1. XT60 - muszą być oryginalne (albo po prostu wysokiej jakości, ergo z uczciwej miedzi, bo samo XT60 to de facto żadna filozofia - zwykłe goldy w plastikowej obudowie).
2. Muszą być czyste. Odrobinka brudu na jednym z czterech "listków" składających się na męskiego golda wyłącza ten listek z użycia, a zatem w czynnej służbie pozostają trzy, co oznacza 3/4 nominalnego prądu.
3. Muszą być nie zużyte. I tu zaczynają się trochę schody, bo plastikowa obudowa zaburza dość mocno organoleptykę ciasności wchodzenia samych goldów. Może być tak, że konektor wchodzi i schodzi ciasno, a goldy w środku są luźniutke jak .. jak... jak... ten no ... wiadomo. I to jest zdrada numer 1 bo niby, mimo to, wszystko działa.
4. Muszą być nieutlenione, bo utlenienie powierzchni stykowej znacznie obniża jej konduktancję i to jest zdrada numer 2 bo, znowu niby, mimo to - wszystko bardzo dobrze działa.
4a. Muszą być .... SUCHE. Mokre goldy powodują, że zaczyna się dziać na ich powierzchniach elektroliza, której efekt jest bardzo podobny do utleniania: powierzchnia miedzi pokrywa się piękną cieniutką warstewką nieprzewodzącej patyny... No bo rezystancja nawet idealnych goldów NIGDY nie jest zerowa, jak nie jest zerowa, to znaczy, że pomiędzy nimi jest różnica potencjałów, a jak jest różnica potencjałów między dwiema miedzianymi elektrodami zanurzonymi w nie idealnie czystej (bo skądże znowu?!?!) wodzie, to przy prądzie stałym będzie tam zachodziła elektroliza... - No niestety blać - koszmarny fuckup prądu stałego
(DUŻA GWIAZDKA***)A na czym polegają zdrady?
A no na tym, że: czy to brud, czy to warstwa tlenków, czy to choćby "ujebany" jeden z czterech listków (pkt. 2) obniża kondukrancje, ergo podwyższa rezystancję.
A jak podwyższa rezystancję, o podwyższa straty.
A jak podwyższa straty, to podwyższa wydzielania ciepła.
A jak podwyższa wydzielanie ciepła to sprzyja utracie sprężystości, rozluźnieniu docisku, dalszemu wydzielaniu ciepła, powstaniu większej ilośći tlenków na powierzchni, dalszej utracie sprężystości, dalszemu wydzielaniu ciepła.....
Kwintesencja "jebnięcia" w krótkim czasie, jeszcze nie dawno przecież bardzo sprawnie działającego połączenia elektrycznego.
W bardzo krótkim czasie. Bo jak ten proces się zacznie, to dalej leci lawinowo. I rzeczywiście może być tak, że w jednym locie konektor był całkiem zimny, a w czasie drugiego lotu zaczął się grzać i finalnie spalił się w czasie mniejszym niż czas trwania lotu.
Jest taka zasada, mówiąca o tym, że jeśli w czasie lutowania konektora do kabla, masz wrażenie, że kabel jest za gruby, to znaczy, że próbujesz użyć za małego konektora. Warto mieć ją z tyłu głowy.
Z drugiej strony...
... mam klasę 550.
Unifikacja konektorów to bezsprzecznie bardzo duża wygoda.
W mojej głowie pojawił się plan, jeszcze nie wdrożony, aby pakiety do 550, z obecnych XT90 przerobić na 2 x XT60.
Czyli dwa konektory XT60 spięte równolegle.
Daje mi to po pierwsze jeszcze większy prąd nominalny ciągły niż XT90, po drugie totalny luz w dupie w czasie ładowania pakietów (żadnych posranych przejściówek), po trzecie - redundancję: Jeden spalony konektor nie oznacza od razu kreta, bo teoretycznie model powinien być w stanie spokojnie dokończyć lot na JEDNYM XT60.
Co do tego ostatniego mam oczywiście pewne wątpliwości, no bo tak:
zamiast czterech "listków" mam osiem.
No tak? rozbijając goldy na listki - to tak.
No i jak mi jeden z jednego listka odfrunie, to lecę na siedmiu - no big deal.
Ale to nie znaczy, że ten gold z 3 listkami się spali i da mi znać, że coś jest nei tak - nie nie - te 7 to nadal duże przewymiarowanie, więc to po prostu będzie działało, a ja będę nieświadomy narastającego zagrożenia.
Teraz idąc dalej, może wyfrunąć kolejny listek. Nadal jest zapas "przepustowości mocy" - nie w tym rzecz, rzecz w tym z którego konektora listek wyleci. Jeśli z tego w którym wyleciał już jeden, to jest szansa, że coś zauważę, ale jeśli z tego drugiego, to będę miał dwa konektory po 3 listki (w którymś tam goldzie, plusowym albo minusowym, albo w jednym w tym, w drugim w tym - bez znaczenia)....
No i ... idąc dalej tym tropem, dochodzimy do dwóch scenariuszy:
- W jednym rzeczywiście jest tak, że jeden gold przestaje działać ( nie spali się - nie będzie miał od czego) i jest szansa, że to zauważymy.
- W drugim, oba konektory przestaną działać na raz, tak samo jak przestaje działać jeden konektor. Tyle, że stanie się to później i jest większa szansa, że wcześniej zauważymy, że coś się grzeje.
Tak czy siak wniosek jest jeden: Konektor lepiej większy niż za mały.
Podwniosek: dwa mniejsze konektory równolegle chyba mają jakiś tam sens.
DUŻA GWIAZDKA***: ostatnio miałem wątpliwą przyjemność naprawiać swoją własną, na jesieni ub. r. zrobioną fuszerkę przy zasilaniu kamery przemysłowej. Było zimno, październik, palce marzły, izolacja sztywna.... połączyłem kable, zaizolowałem i pomyślałem "członek męski tam, jakoś to będzie."
Przyszedł luty i kamera przestała nadawać.
Wstępna diagnoza wykazała, że zasilanie do niej nie dochodzi.
No dobra. Kamera nie była krytyczna, więc zadecydowałem, że poczekam aż zrobi się cieplej.
Zostawiłem to do maja, a potem jeszcze do czerwca (bo maj w tym roku nie rozpieszczał słónecznością).
W międzyczasie jeszcze trochę popadało i tak dalej - no wiadomo, ... a prąd (12V DC) do kabla od strony zasilania cały czas było wpychane.
W tym samym czasie od drugiej strony cały czas powolutku skutecznie zachodziła sobie elektroliza między tymi dwiema żyłami do których dostała się woda.
Jak myślicie: jak głeboko sięgnęła od miejsca łączenia w zwykłym dwużyłowym kablu?
Nie robię zagadek, odpowiadam wprost: Na głębokość PIĘCIU METRÓW.
Pięć metrów kabla uległo zniszczeniu w ciągu pół roku.
Dopiero jak odciąłem pięć metrów, linki zaczęły być czyste, nie rozsypywały się w palcach i miały kolor miedzi a nie brudy i patyny.
UNFUCKINBELIVEABLE, isn't it?

Już powątpiewałem, myślałem, że to jakiś gówniany kabel z jakiegoś chineseum, ... ale NIE! Kabel był OK.
Po prostu zniszczyła go elektroliza.
Bo co?
Bo prąd stały.
Thank You Tesla!!
Fuck You Edison!
