
Jeśli coś, w obliczu praw fizyki ma polecieć - poleci i to dotyczy zarówno naszych modeli jak i dorosłego lotnictwa.
Szkopuł jeśli chodzi o drut, taśmę i trytki tkwi w prawdopodobieństwie awarii, którego akceptowalność w naszych zabawkach jak na standardy lotnicze jest szalenie wysoka. W szczególności, najwyższa w chujowatych piankach, najniższa w dużych makietach, ale tak czy siak, jakby się ktoś za to wziął, oszacował i policzył ryzyko wystąpienia pojedynczej krytycznej awarii w pojedynczym locie, wyszłoby, że jest ono o kilka rzędów wielkości za wysokie, gdyby miał tym polecieć człowiek.
I dobrze! Tak ma być. Po to są inne zasady bezpieczeństwa (takie jak np. że nie latamy nad ludźmi, nad domami, nad samochodami...), żeby jakiekolwiek ryzyko ograniczyć li i jedynie do rozbicia modelu, a model nie kosztuje milionów dolarów tylko setki dolarów... i dzięki temu w ogóle tymi modelami latamy.
Tyle jeśli chodzi o skonfrontowanie dorosłego lotnictwa z modelami, a teraz same modele, więc w tej skali bezpieczeństwa robimy zoom - in ... i co widzimy?
Po jednej stronie widzimy jakąś ESA piankę, w której drut, taśma i trytki to wręcz definicja istnienia.
Idąc dalej widzimy jakieś lepsze pianki, potem jakieś modele konstrukcyjne, w międzyczasie zaczynają się pojawiać jakieś małe helikopterki, gdzie pewnych rzeczy strytkować i skleić taśmą się najzwyczajniej w świecie nie da, co nie znaczy, że ich części nie można dorobić we własnym zakresie, lub naprawić prowizorycznie, na jakiś czas, tak jak w tutejszym przykładzie tej głowicy.
Czy jest to zalecane? Oczywiście nie.
Czy wystarczy na długo? Raczej nie.
Ale czy zakazane? Albo czy jest to z założenia zły pomysł? Pewnie że nie! O ile tylko ktoś jest z grubsza świadomy konsekwencji - niech robi i niech mu to działa.
Wszystko kwestia co i jak się robi.
Nie podjąłbym się np. czołowego spawania szpindla


NIby nie za fajnie, ale z drugiej strony robię to cały czas. Moje głowice SĄ wyrobione, bo to się tak czy siak dzieje. Używam ich dopóki jestem w stanie ściągnąć je śrubami tak, żeby luzu nie miały i zachowały poprawne torowanie statyczne. That's it.
Więcej prowizorek?
Proszę bardzo.
W czasach starego Protosa mini, Tyminie zdarzało się, że latał na wyrobionych snapach w głowicy.
Normalnie - nic nadzwyczajnego, każdy czasami lata z luzami, ale w Protosie, że względu na konstrukcję głowicy istniało ryzyko, że snap po prostu spadnie.
Co zatem robił Tymina?
Zakładał na snapy / popychacze gumkę recepturkę (tak jakby wiązał je ze sobą).
Serio, sam widziałem.
Szmaciartstwo, druciarstwo.... tak. Jego modele czasami spadały z powodu usterki technicznej - no, zdecydowanie częściej niż z powodu błędu pilota - tak!
Ale NIGDY protos mu nie spadł z powodu tego, że gumka nie spełniła swojego zadania.
Starał się, żeby nie była sparciała

Takich przykładów można by mnożyć...
Więc ogólnie: robić tyle ile można, przewidzieć co się da... i latać!
Latać jebać i się nie bać, jak mawiał Kowal.
