Dzisiaj miałem od początku zły dzień, który wróżył że stanie się coś czego nie chcę. Przyjechałem na Pałacową nieco na siłę, po kompletnie nieprzespanej nocy wróciwszy parę godzin wcześniej z imprezy. No i pogoda ładna to myślę - trzeba korzystać choćby na chwilę, muszę oblatać maxa po wymianie głowicy.
Chociaż promili we krwi nie miałem to czułem się jednak nieco jakbym był wstawiony (efekt braku snu). Pierwszy lot maxem, w pozycji "wiatr na siebie", a więc takiej ze względów bezpieczeństwa raczej mało komfortowej bo model ma tendencję lecieć na pilota. No ale nie przy takim wietrze się latało - pomyślałem i zasadniczo padłem ofiarą własnego mniemania o sobie, że jakoś ogarnę. Owszem ogarnąłem ale musiałem się kawałek cofnąć, a według relacji Jazza Wojtek wstał z leżaka. A jak wiadomo jeżeli Wojtek wstaje z leżaka, który niejedno już widział to jest coś na rzeczy...
Ogólnie pierwszy lot zakończony sukcesem, z lekkim tylko niesmakiem, że dopuściłem model tak blisko siebie że było mi już ciepło. A konkretnie chłodnej - o powiew od łopat, które poczułem jak odleciałem od siebie. Tak, było blisko. Ustawiłem w dwóch bankach w Brainie agility na 50 i 90 (żeby porównąć w locie) i zacząłem lot.
W pewnym momencie przy jakimś piromanewrze, popatrzyłem się na model pod słońce, był dość blisko, nie chciałem ryzykować i postanowiłem zapiąć autolevel. Tyle, że ja nie zwykłem tego robić więc... odruchowo zapiąłem holda i po chwili zorientowałem się, że popełniłem błąd. W tym czasie model odleciał już na prawo ode mnie na bezpieczną odległość więc postanowiłem holda wyłączyć i po protu powinien szybko wejść na obroty (mam skonfigurowany bailout) i tu w nerwach, czasu mało znowu pomyłka - zamiast rozholdować, zapiąłem 3ci przełącznik - throttle cut, który używam na ziemi jako dodatkowy przełącznik odcinający silnik (tak aby np. przez zahaczenie ubraniem nie rozholdować modelu i nie zaczął się rozkręcać) oraz jako reset soft startu. Zasadniczo odciąłem sobie bailout i pozostało mi tylko wykorzystąć energię z wirnika i posadzić go autorotując. Udało się na podwozie w trawie i po krótkich oględzinach - model cały! (Adam ma filmik z tego lotu).
Wtedy myślę sobie - ja to mam fart! I co? I na tym samym pakiecie go podniosłem i zacząłem testować agility tak jakbym był wlatany (czyli robiłem skomplikowane dla siebie figury). Zasadniczo mam tak, że jak się trochę wlatam w model to mi piroflipy wychodzą całkiem znośnie - na tyle znośnie, że jak mi zaczyna model tańczyć lub przechylać w którąś stronę to mogę spokojnie nie przerywając piroflipa, poprawić to cykliką i to samo dotyczy pozycji modelu. No ale właśnie - jak jestem wlatany. W ten dzień ewidentnie nie byłem a zgrywałem fafirachę, dodatkowo zmęczony i co... i postanowiłem na koniec zrobić piroflipa nisko nad ziemią i dość blisko. W pewnym momencie model zaczął tańczyć i zamiast po prostu przerwać to... ja przerwać? Ni członka męskiego! Wyjdę z tego z gracją - pomyślałem.
No i wyszedłem z tego z gracją przypierdoliwszy w ziemię. Jakiś procent mojego przeciążonego procesora włączył automatycznie holda. Nawet po fakcie nie pamiętałem czy włączyłem ale na szczęście włączyłem. A więc po serii naprawdę dużych fartów z tym modelem, przyszedł czas na pełnoprawnego kreta. Dokładnie w 69 locie. Nie tak źle biorąc pod uwagę ile kreciłem wcześniej.
Straty z pierwszych oględzin: łopaty, plastikowe części ramion ustalających tarczę belka ogonowa, łopatki ogonowe, jeden popychacz od łopat (wystrzelił gdzieś w kosmos).
Szpindel jest prosty, wał raczej też (choć czeka mnie jeszcze sprawdzenie). Gorzej może być z ogonem. Z pierwszych oględzin wygląda jednak, że może poszły tylko łopatki, a reszta przeżyła. Model już stoi na biurku. Model od Jazza, zwany dziwką, stoi u góry na półce i po identyfikacji strat rozpocznę serię przeszczepów. Już zresztą przeszczepiłem głowicę bo dotychczasowa wymaga wymiany dumperów. Teraz będę kontynuował kanibalizm ale z planem zamówienia części zjedzonych + zapas i mam ochotę na złożenie drugiego Protosa max.





Kabinka przeżyła bez śladu, po prostu wybudowała się. Być może to przemyślany efekt tych magnesów, a być może przypadek. W każdym razie jak na takiego kreta to straty nie wydają się wielkie. Jak je dokładnie oszacuję to wkleję info.