Lot z pasażerem wygląda spokojniej. Przecież chodzi o to, żeby było przyjemnie! Witamina g w odpowiednich dawkach jest bardzo przyjemna

Z pasażerem lata się tak max. +5g / -2g. Jeśli chodzi o przeciążenia zawodnicze to zależy w jakiej klasie rywalizacji. W klasie, w której ja latam (advanced) typowo "przywozi" się z lotu +8g/-5g ale trzeba też pamiętać, że te duże przeciążenia są bardzo krótkotrwałe. W klasie unlimited (w Polsce nie ma zawodów w tej klasie) przywozi się +/- 9g.
Na filmiku widać w wielu ujęciach przeciążeniomierz. W 0:57 jest na niego szybkie zbliżenie jak przeciążenie osiąga 8.5g.
Zupełnie co innego jest na samolotach wojskowych gdzie można takie 9g długo potrzymać. Tam latają w kombinezonach przeciwprzeciążeniowych. Extra jak się pociągnie 9g to bardzo szybko traci energię. "Granicznym" przeciążeniem bez treningu, które człowiek może wytrzymać długo to około 4g. Wysocy mają nieco trudniej. Liczy się odległość w rzucie pionowym od serca do mózgu. Ciśnienie skurczowe serca musi pompować krew jakby tyle razy wyżej ile g na plusie działa. Przy 4g serce jest jeszcze w stanie wytworzyć takie ciśnienie. Dodatkowo wzrasta tętno bo tej krwi dociera coraz mniej więc pikawa się rozpędza. Na wirówce w WIML miałem 190 ale tam było przeciążenie długotrwałe:
https://www.youtube.com/watch?v=JCAD-VkpsD0W samolocie nie ma aż tyle bo te przeciążenia są krótkie i głównie wtedy gdy ciągnie się z lotu nurkowego do poziomu. To jest parę sekund. Około 3-4 sekundy mózg działa bez tlenu zanim straci się przytomność więc jeśli np. zapoda się nawet nowicjuszowi 8g na 2 sekundy to oprócz tego, że mu się nieco ściemni i obraz zrobi się czarno-biały, nic się nie stanie
Żeby wytrzymać więcej niż 4g przez dłużej niż 4 sekundy bez utraty przytomności, trzeba "pomóc" krwi docierać do mózgu i jednocześnie utrudniać spływanie w dół ciała. Pomaga się takim manewrem oddechowym, który bardzo przypomina w swojej istocie to co się robi na kiblu jak się nie może postawić klocka

Trzeba zamknąć tchawicę i chcieć na maksa wydmuchać powietrze. Po chwili bardzo szybko je wypuścić, nabrać i to samo. Tak się oddycha. Wtedy ciśnienie w klatce piersiowej rośnie i "dodaje" się do tego co wytwarza serce. Jednocześnie trzeba napinać wszystkie mieśnie w dół od serca - głównie brzuch i nogi. W ten sposób utrudnia się krwi odpływ (jak mieśnie są rozluźnione to krew wpływa do nich jak do gąbki). Po wirówce która w sumie trwa krótko, miałem zakwasy przez kilka dni. W samolocie przy przeciążeniach nawet krótkich ale dużych robię ten manewr bo odciążam serce i mniej się męczę.
Ogólnie wygląda to bardziej dramatycznie niż jest w rzeczywistości. Aikus dałbyś radę. Paradoksalnie najgroźniejsze są manewry na stosunkowo małych przeciążeniach ale przy przejściu z minusa na plus. Jak się leci na minusie (nawet -1g) przez dłużej niż parę sekund to serce zwalnia, ciśnienie maleje. Ogólnie organizm dostosowuje się do warunków z opóźnieniem paru sekund. Jak się potem nagle przejdzie np. nawet na "tylko" +4g to zanim serce się "rozkręci", można walnąć "śpiocha". Mi się parę razy zdarzyło. To nie jest jeszcze utrata przytomności ale takie uczucie jakby ktoś jebnął porządnie w łeb i człowiek by się właśnie z tego ocknął z chwilową utratą pamięci krótkotrwałej. Wtedy siedzi się w samolocie i po chwili przychodzi taka oto myśl - "Aha... lecę Extrą, miałem śpiocha... Qrwa... zjebałem wiązankę"
