Piotr_T pisze: Ten, który opracuje małe i lekkie, a przy tym wydajne, "wytrzymałe" i możliwe do szybkiego "doładowania" źródło energii elektrycznej będzie bardzo bogatym człowiekiem

.
Taaaa...
Pozwolę sobie tutaj zacytować jednego z najmądrzejszych ludzi jakich znam, czyli mnie

:
"Mieliśmy już człowieka, który potrafił to zrobić.
Tesla się nazywał, ale wtedy chcieliśmy go za to spalić na stosie."
Obecnie cała nadzieja w Panu Musku, który jest Teslą naszych czasów, a dzisiaj na szczęście czarodzieji na stosach się już nie pali.
Wydaje mi się, że nie potrzebnie przywiązujemy się do istoty magazynowania energii jako takiej.
My, tutaj, w naszych rozważaniach.
Nie potrzebujemy i nie musimy mięć nie wiadomo jak wydajnych ogniw, bo z resztą jakkolwiek wydajne by to nie było - nie jest możliwe naładowanie baterii Tesli w godzinę, bo nie ma linii zasilających o takiej wydajności energetycznej.
Musiałyby to być kable jak pyta słonia.
Co innego naładować sobie bakterię do helika, co innego do osobówki i to nie wydajność baterii jest tu ograniczeniem.
Kluczem do sukcesu nie jest magazynowanie energii lecz jej przesyłanie. Skuteczne, szybkie, na duże odległości.
To otwiera drogę do wszystkiego, łącznie z podróżami na Marsa w kilka dni zamiast kilku miesięcy.
Bo o ile samochody jesteśmy w stanie zasilać indukcyjnie z dróg w czasie jazdy (i to nie jest abstrakcja - gdzieś czytałem o takich projektach) o tyle statki powietrzne, czy kosmiczne - no niestety.
Generalnie energii mamy w przyrodzie do diabła i nazad - kwestia tylko jej dostarczenia w odpowiednie miejsce.
Mam wrażenie, że nasza cywilizacja odkrywszy ropę i jej potencjał spoczęła na laurach, bo mimo oczywistych wad było to wygodne i działało. Odpuściliśmy prace nad innymi formami przekazywania energii doskonaląc się w ślepym zaułku.
Mało nam było tego, że od dobrych pięćdziesięciu lat wiedzieliśmy, że jesteśmy czarnej dupie, musieliśmy się w niej dalej wygodnie mościć.
Dymiące kominy i pierdzące blachosmrody stały się naszym nieodłącznym atrybutem.
BŁĄD, BŁĄD, BŁĄD!!!!
Ropa się kończy, zatrucie środowiska, efekt cieplarniany - mamy przejebane.
No trudno, co się stało to się nie odstanie.
Trzeba się teraz jakoś powoli rakiem z tego wycofać i dać szanse nowemu co idzie.
A chwilach takich refleksji mam zero sentymentu do pierdzących spalin, mam wręcz głęboki antyment (chyba do tej pory nie było takiego słowa, no to już jest).
Niechby - owszem - żyły sobie dalej pojedyncze egzemplarze w muzeach czy innych skansenach, żeby wnuki naszych wnuków mogły zobaczyć jakimi niedojebami byli ich pradziadkowie.
A potem niech sobie wsiadają do swoich elektrycznych, zasilanych energią z eteru autonomicznych taksówek i wracają szybko, cicho i bezpiecznie do domów.